Crisstimm

 
присъединил се: 14.12.2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Точки49Още
следващо ниво: 
Необходими точки: 151

Dymphna (część druga)

Następny dzień zaczęła od prysznica. Ubrała się i pierwszy raz od wielu dni poświęciła dłuższą chwilę na fryzurę i makijaż. Miała ochotę na papierosa.

Trzeba będzie skoczyć po zakupy.

Wyszła z mieszkania. Dziwne uczucie po tylu dniach izolacji. Od świeżego powietrza zakręciło jej się w głowie.

Pani w sklepiku szczebiotała wkładając bułki do siatki.

- O, nasza ulubiona, dawno niewidziana klientka. A co to było? Choroba, e chyba nie bo ładnie pani wygląda. Wyjazd, tak?

- Tak. - Karolina zdobyła się nawet na uśmiech. - Poproszę jeszcze paczkę Marlboro. Czerwone.

Wyszła obładowana zakupami.

Którego to dzisiaj mamy? Dwudziesty stycznia? Nie, chyba dwudziesty pierwszy? Sprawdzę jak tylko wrócę. Kurde, sporo opuściłam. Ciekawe co tam na uczelni? Chyba najlepiej jak zadzwonię do Moni. W sumie kochana z niej psiapsióła.

Wyładowała zakupy. Na kuchence stała niedogotowana zupa.

Może faktycznie rosół? Taki rosół mamusi bym zjadła.

Rozmarzyła się i nawet przez moment jakby poczuł smakowity zapach wywaru.

- No dobra - powiedziała do siebie na głos - maminego rosołu nie mam się co spodziewać, ale ten monisiowy też może być zjadliwy.

Wstawiała również wodę na makaron.

Zanim się zagotuje, zajrzę co w wielkim świecie na małym ekranie.

Zalogowała się na portal Rozczarowani.pl. Zaraz wyskoczyła kopertka z informacją, że ma jedną wiadomość. To Małgosia, napisała z samego rana.

"Mam strasznego doła. Coraz bardziej utwierdzam się w tym, że powinnam stąd odejść. Ten cały syf wkoło nie jest wart ani dnia mojej egzystencji. Zanim to zrobię chciałabym jednak pogadać z Tobą. Gośka. "

Dobry nastrój prysł jak bańka. Rozejrzała się w oszołomieniu po pokoju. Kolory przygasły i poszarzały. Poczuła, że ma ochotę zapalić papierosa.

Chyba są na stole w kuchni.

W garnku, na kuchence, wrzała woda na makaron, a rosół zaczynał roztaczać charakterystyczną woń. Sięgnęła po papierosy, wyjęła jednego i odpaliła od płomienia z palnika .Wyłączyła gaz pod wrzącą wodą i zupą. Wróciła do pokoju. Nie czuła głodu.

 

Małgosia zalogowała się dopiero późnym wieczorem. Przez cały dzień Karolina zaglądała co chwilę na portal szukając jej śladów i drżąc z niepokoju, iż tamta odeszła bez pożegnania. Gdy zobaczyła znajomy nick Dymphna aż krzyknęła z emocji.

- Małgosiu! Małgosiu, jak dobrze że jesteś. Tak się bałam - wystukiwała szybko na klawiaturze.

- Cześć. Dlaczego się bałaś?

- No jak to? Napisałaś, że masz okropnego doła i chcesz skończyć ze sobą.

- Aaa, no tak.

Nastąpiła chwila przerwy. Karolina czekała na coś więcej, ale tamta milczała.

- Jesteś?

- Jestem.

- Co się dzieje?

- Nic. W sumie nic. Niepotrzebnie się zamartwiałaś, napisałam przecież, że nie odejdę bez ciebie.

- Co?

- Napisałam, że muszę najpierw z tobą porozmawiać.

- No tak, więc jestem. Pisz.

- Mam plan.

- Jaki plan?

- Zrobimy to razem.

- Ale co?

- No jak to co? A o czym my tu cały czas piszemy?

Karolina poczuła, że musi sięgnąć po kolejnego papierosa. Popatrzyła na swoje dłonie. Drżą?

Boże, przecież faktycznie myślała o samobójstwie, ale bez precyzowania tych myśli. Koniec? Koniec wszystkiego?

Wystraszyła się.

- Sorry, muszę kończyć. Na razie - nie czekając na odpowiedź uciekła z portalu.

 

Położyła się i szczelnie przykryła kołdrą. Ciepło...

Uwielbiam ciepło, a jeśli tam będzie już tylko zimno? Głupia, przecież "tam" nie będzie ani ciepła, ani zimna. Co tam będzie? Będzie dobrze... na pewno będzie dobrze. A jeśli Małgośka pomoże w tych najtrudniejszych chwilach to może nie będzie tak źle? Boże, nie, to jakaś paranoja. Planować śmierć z prawie nieznajomą osobą z sieci? Nie, to absurd. Z drugiej strony, ludzie zaprzyjaźniają się, zakochują w wirtualnych osobach, więc czemu i nie umrzeć z kimś takim? "Zrobimy to razem". Brzmi bardzo intymnie. Zrobimy to razem... Razem.

Usnęła.

 

Rano obudziła się z bólem głowy.

Cholerne szlugi, pomyślała i sięgnęła po paczkę.

Papieros wypalony na pusty żołądek wzmógł ból głowy. Spojrzała za okno. Siąpił paskudny deszcz.

Rzygać się chce.

Zadzwoniła komórka. Świdrujący dźwięk dzwonka poirytował ją jeszcze mocniej. Na wyświetlaczu pokazało się imię przyjaciółki. Karo chwilę zastanawiała się, czy odebrać.

- Tak? - Powiedziała zniechęconym tonem.

- Kurde blaszka Karo, co jest? Chora wciąż jesteś? Słuchaj, są pewne problemy, o których powinnaś wiedzieć...

Karolina słuchała głosu koleżanki, jednak miała poczucie, że mówi ona całkiem do kogoś innego. Absolutnie nie interesowały ją sprawy uczelniane ani też sprawy z niczyjego życia osobistego.

- Karo? Karo, ty mnie słuchasz?

- Tak, nie... sorry, ale wciąż źle się czuję. Nie mam głowy do tego wszystkiego.

- Te bejbe... Kurde, niepokoję się. Może powinnaś iść do lekarza, co?

- No tak, może powinnam.

- Słuchaj, wsiadam zaraz w autko i jestem u ciebie.

- Nie, no co ty! Nie trzeba! Serio. Jeszcze się zarazisz... To na pewno grypa jakaś, zaraz zadzwonię do przychodni i zarejestruję się. Obiecuję, pójdę do lekarza. Tylko spokojnie, jestem duża, trafię tam sama.

- No dobra, jak chcesz. Tylko zadzwoń, co konował powiedział. I wiesz, jakby trzeba było lecieć po jakieś lekarstwa albo coś ci ugotować... masz mnie.

- No wiem. Dzięki. Pa.

- Na razie.

Poczuła się zmęczona po tej rozmowie. Wiedziała, że Monika pełna jest dobrych intencji, ale irytowało ją nawet to.

Poczuła, że potrzebuje kontaktu z Małgosią.

-  Jesteś?

Odpisała po chwili.

- Małgosiu, jestem dziś kompletnie rozbita.

- Ja też.

- Co miałaś na myśli pisząc "zrobimy to razem"?

Przez dłuższą chwilę nie odpowiadała.

- Możemy to zrobić jednocześnie, tak prawie on-line. Będziemy się wspierać przy przejściu przez tę bramę.

- Jak? Konkretnie.

- Po pierwsze musimy wybrać sposób.

Karolina poczuła, że przenikają ją dreszcze.

Czy to normalne wybierać sobie sposób śmierci? Z drugiej strony każdego przecież to czeka i czy największą łaską nie jest odejść w sposób wybrany przez samego siebie. A gdyby tak móc normalnie wybierać sobie dzień śmierci, uczcić go rodzinną imprezą, czuć wsparcie i przyzwolenie bliskich... Przyzwolenie. Mamo? Tato? Jeśli to zrobię, czy mi wybaczycie?

- Przepraszam Małgosiu, mam telefon - skłamała i rozłączyła się.