"Piszesz o wszystkim, tylko nie o muzyce". Ha, łatwo powiedzieć. Ja po prostu wiem, że o tym albumie nie można napisać niczego, by nie zubożyć jego wartości. Śmieszne wydają się komentarze na temat Ok Computer; nazywanie go płytą znakomitą, oryginalną, dojrzałą i tak dalej. To przecież zapis świadomości świata u schyłku wieku, szczytowe osiągnięcie post-modernizmu, dzieło sztuki, wykraczające swoim zasięgiem poza muzykę popularną, muzykę w ogóle. Sztukę nawet, bo jest w Ok Computer wiele z socjologii, antropologii, psychologii, a więc dziedzin nauki raczej, niż sztuki. Wreszcie jest to album reprezentujący rocka jako formę wyrażenia artystycznego. I jeśli miałbym przedstawić na jakimś forum starych zgredów coś, co świadczyłoby o tym, że rock jest sztuką, to wybrałbym Ok Computer właśnie, bo pewnie więcej w nim sztuki, niż w niejednym utworze wielkich klasyków muzyki poważnej. I głupie będzie teraz powtarzanie, że Ok Computer jest "perfekcyjnie, idealnie dopracowany", ale tak jest, co poradzę. Co oznacza, że każda sekunda zawartości dysku jest potrzebna i właściwa. Nie wyobrażam sobie, żeby zabrano mi którąkolwiek z nich, żeby dodano nową. Odpowiedzialnych za to ludzi opętał najprawdopodobniej w trakcie pracy nad Ok Computer amok, ale efekt jest taki, że każdy dźwięk, pomruk, czy odgłos jest przykładem na obecność geniuszu. Nie spali nocami, zapomnieli o rzeczywistości i może wpędziło ich to w kilkunastomiesięczną depresję, ale zaowocowało niespotykaną symetrią.
"Będzie ta recenzja, czy nie?". Powiedzmy, że coś na kształt. "Airbag" jest pierwszym fragmentem w twórczości zespołu, który nie jest piosenką. Bardziej kolaż dźwiękowy, poszczególne jego elementy dopełniają się i wtedy może ktoś przy tym, choćby ja, poczuć ciarki. "Paranoid Android" uważam wciąż, od roku 97, za najdoskonalszy rockowy utwór i zdania nie zmienię. Jeśli istnieje kwintesencja rocka, to w tych sześciu minutach jest ona zawarta. Jeśli ktoś twierdzi, że uwielbia rock i nie słyszał "Paranoid Android", to znaczy, że nie uwielbia. Dalej, "Subterranean Homesick Alien" pływa w powietrzu, przy "Exit Music" i "Let Down" sięga się po paczkę z chusteczkami, a zakończenie "Karma Police" jest jednym z niewielu momentów prawdziwego wyzwolenia. Widzę nauczycielkę od polskiego płaczącą przy "Fitter Happier" i młodziaka doznającego objawienia przy "Electioneering". Widzę siebie pokrytego gęsią skórką w finale "Climbing Up The Walls" pewnego jesiennego wieczora. (Mówię o wrzasku końcowym, rozrywa mnie na strzępy.) Widzę setki profesorów, którzy zajmują się "problemami codzienności", załamujących ręce przy "No Surprises". Widzę fale elektryczne przy brzmieniu jęku gitarowego w "Lucky". I widzę wszystkich słuchaczy wątpiących podczas "The Tourist": "może naprawdę należałoby zwolnić, to życie tak pędzi".
–Borys Dejnarowicz, marzec 2002 (Porcys - Niezależny Serwis Muzyczny)
https://www.youtube.com/watch?v=1Sb3tYXAKrg