A było to w maju.Świat obrodził kolorem rozmaitem - łąki rozpasane
w zółcieniach kaczeńców, krzewy mieniące się lilią i bielą...
Wokół las szeptał wiatrem młodym, wiosennym, łechtając me nozdrza rumiankiem i sosną. Krajobraz zaiste dziewiczy - tu Bóg ośmieszał człowieka.
Ruszyłem przed siebie, przygodny wędrowiec w łachmanach i z workiem
przy biodrze, a ptactwo piskliwe i płoche wzleciało spod stóp mych ku niebu, kierując me oczy na Wenus. Wtem szmer mnie z rozmyślań wybudził, spojrzałem przez ramię - i stała tam ONA...
W bezwstyd jedynie odziana i srebrny wisior na szyi, czarnulka o rzęsach gęstych i długich jak kłosy pszenicy dorodne, zerkała na mnie leniwie, a w oczach jej ciemnych południe rosą się szkliło.
Dreszcz chłodny, acz błogi, przeszył me członki, a w piersi ozyło marzenie,
i Paryz, i Asnyk, i tchnienie... Wszak usta wędrowca spragnione po suchej, nuzącej podrózy.
Zblizyłem się do niej ostroznie, z wyczuciem, taktem i ciszą - była ostatnią nadzieją, by stłumić drazniące instynkty i zgasić pierwotną potrzebę. Rózowe jej piersi kusiły... Boze, jak one kusiły!!!
Wtem szatan zawładnął mą dłonią... Dotknąłem, zadrzała...
Nie mogłem, nie chciałem, boć niczym rycerz jest kazdy wędrowiec i zasad swych broni szlachetnie, a rozkoszy odmawia gorszących. Nie mogłem, czarnulko...
Pójdę więc dalej przed siebie, ciągle spragniony, o ustach jak piaski Sahary. Pójdę, poszukam źródełka, co wody słodkie prowadzi.
Pójdę, poszukam źródełka...
A ty, moja czarnulko, pozostań na łące i czekaj wytrwale, az przyjdzie gospodarz i - wraz z dnia szczerym zmierzchem - wezmie do zagród,
gdzie z pasją obłapi twe ciało i dziatkom swym dzban mleka postawi.
Ja zaś, przygodny wędrowiec, pójdę, poszukam źródełka...
Poslední hra