Życie to rzecz dla dwojga – pisała Emily Dickinson, słynna amerykańska poetka. Chyba miała rację, bo naturalną koleją rzeczy dążymy do tego, by mieć kogoś bliskiego; by nasze serce biło w rytm drugiego serca. Nawet jeśli zaprzeczamy i nie przyznajemy się do tego, że doskwiera nam samotność, to tak naprawdę pragniemy kochać i być kochane. Tymczasem wciąż tkwimy w poczekalni miłości albo właśnie płaczemy po stracie uczucia. Znasz dobrze ten stan? Też zadajesz sobie pytania: „Dlaczego mi się nie udaje?”, „Co ze mną nie tak, co robię źle?”. Zobacz, jak pomóc losowi, a przynajmniej mu nie przeszkadzać.
Marzysz o wielkiej romantycznej miłości. Takiej z
książek i filmów. Pełnej porywów serca, płomiennych wyznań, obsypywania
kwiatami, spacerów o zachodzie słońca itp. Cały czas czekasz na księcia
na białym koniu, który powinien być nie tylko mądry, piękny, dobry i
szlachetny, ale jeszcze kochać cię bezgranicznie oraz nosić na rękach
dosłownie i w przenośni. Stworzyłaś sobie wyobrażenie tego, jak powinna
wyglądać prawdziwa miłość, ale w zderzeniu z rzeczywistością okazuje
się, że żaden mężczyzna nie jest w stanie spełnić twoich oczekiwań. Przy
bliższym poznaniu wydaje się, że czyta tylko „Przegląd Sportowy”, miewa
poplamione ubranie, a ze wszystkich wykwintnych dań najbardziej lubi…
pizzę przed telewizorem. Miał być nadzwyczajny, a jest taki zwyczajny.
Książę okazał się żabą – myślisz rozczarowana. I rezygnujesz z tej
znajomości, bo przecież miało być inaczej.
Jak postępować, by nie być samą:
Wygląda na to, że wpadłaś w pułapkę narosłych przez lata oczekiwań.
Jesteś za bardzo przywiązana do własnych wyobrażeń. Tymczasem ideał
ideałem, a życie życiem. Kiedy zaczynasz widywać kogoś nie tylko w
restauracjach, kawiarniach, salach kinowych, ale też w codziennych
sytuacjach, to siłą rzeczy poznajesz też jego mniej atrakcyjne, gorsze
strony. To naturalne. Ciebie też mężczyzna widzi bez makijażu, dowiaduje
się, że lubisz sobie pomarudzić i namiętnie oglądasz serial o
lekarzach, a nie tylko teatry telewizji. Dlatego spójrz na wybranka jak
na człowieka z krwi i kości. Uznaj, że ma prawo do niedociągnięć,
słabości, mniej wyszukanych upodobań… Oczywiście nie chodzi o to, by
zadowalać się byle jakim związkiem i być z kimś z tzw. braku laku czy
ze strachu przed samotnością. Warto jednak dać sobie szansę na odkrycie
prawdziwego uczucia tam, gdzie go nie zakładasz (bo kandydat nie taki,
związek nie ten). Wieczna niezgoda na to, co przynosi ci los, sprawia,
że gorzkniejesz. By wyrwać się z rytmu: „czekam, rozczarowuję się,
czekam…”, powinnaś zmienić podejście. Zbliżaj się do ludzi nie po to, by
ich oceniać, ale po to, by ich poznawać. Dotyczy to ludzi w ogóle, a
nie tylko kandydatów do twego serca. Po takim treningu łatwiej ci będzie
przykładać właściwą miarę do płci przeciwnej. Najpierw próbuj się
zaprzyjaźnić z mężczyzną, zobaczyć, jaki jest naprawdę, a dopie ro
potem patrz, co się z tego urodzi. Może się okazać, że choć nie jest on
księciem z bajki, będziesz z nim żyła długo i szczęśliwie.
Zraniona
Może uciekasz przed bliskością, choć bardzo
jej pragniesz? Gdy tylko zaczyna się kręcić koło ciebie jakiś mężczyzna,
udajesz, że nie jesteś nim zainteresowana, grasz zimną, niedostępną. A
najchętniej rzuciłabyś się w jego ramiona i już nigdy ich nie
opuszczała. Dlaczego działasz wbrew sobie? Bo zostałaś kiedyś boleśnie
zraniona, odrzucona przez ważnego dla ciebie mężczyznę (czy to
ukochanego, czy ojca). Nosisz w sobie emocjonalną bliznę po poprzednim
związku lub doświadczeniach z dzieciństwa. Teraz boisz się więc
zaangażować, otworzyć, ujawnić uczucia – by znów nie zostać odrzuconą.
Budujesz wokół siebie mur z cegieł własnych obaw, lęków, wątpliwości. „A
co, jeśli znów mnie to spotka?” – myślisz przerażona i wolisz nie
ryzykować, niż kolejny raz się sparzyć.
Jak postępować, by nie być samą:
Szczerze mówiąc, w tym wypadku przydałaby się fachowa pomoc, gdyż czeka
cię gruntowne odbudowywanie wiary w siebie i niełatwa walka z lękami.
Pod okiem psychoterapeuty będziesz mogła bezpiecznie przeżyć dawne – złe
– doświadczenia. Warto to zrobić, żeby je zrozumieć i pozwolić im
odejść. Tym samym zrobić miejsce dla nowych – dobrych – rzeczy, które
mają szansę cię spotkać.
Wychowawczyni
Twoim błędem może być również to, że próbujesz zmieniać mężczyznę na siłę. Lepisz go według swoich potrzeb i oczekiwań. Starasz się wytępić to, co ci się w nim nie podoba, a zaszczepić to, co chciałabyś widzieć. Zanim więc wybranek się obejrzy, zaczynasz go ubierać („bo wstyd się z nim pokazać”); mówisz mu, co ma jeść („bo niezdrowo się odżywia”); namawiasz do zmiany pracy („bo ta jest mało prestiżowa”); oduczasz go chodzenia z kumplami na piwo („bo to strata czasu i pieniędzy”); kręcisz nosem, że kolekcjonuje stare komiksy („bo to dziecinada”). Wcześniej czy później mężczyzna ma dość tych lekcji wychowawczych i rezygnuje ze szkoły (znajomości z tobą).Jak postępować, by nie być samą: Tak naprawdę większość kobiet ma jakieś zastrzeżenia do starających się o nie panów (czasem chodzi o niemodny wąsik, innym razem za głośny śmiech itp.). Początkowo jednak przymykają oko, myślą sobie: „Spokojnie, to się później zmieni, poprawi”. Przerabiają wybranka stopniowo, powoli i dopiero gdy związek wejdzie w fazę większej zażyłości. Ty, niestety, robisz to zbyt radykalnie – zbyt wcześnie i od razu na całej linii. Wystrzegaj się tego – zdążysz popracować nad mężczyzną, gdy już będziesz z nim na dobre. Ale nawet wtedy uszanuj jego granice, zostaw mu jakiś margines wolności, nie próbuj zmieniać od stóp do głów. Powinnaś zostawić mu jakąś przestrzeń, w którą nie będziesz ingerowała. Najlepiej odpuść w tych sprawach, które dla niego są ważne, a dla ciebie nie aż tak istotne.
Ambitna amazonka
A może należysz do tych kobiet,
których mężczyźni się boją? Jesteś współczesną amazonką. Niezależną,
ambitną, władczą. Rywalizujesz z facetami. Nie tylko w pracy pniesz się
po szczeblach kariery, zostawiając kolegów daleko w tyle, ale i na
pierwszej randce decydujesz, jaką restaurację wybrać, jakie wino zamówić
do kolacji, gdzie spędzić resztę wieczoru. Nie dajesz mężczyźnie
szansy, by się wykazał, zaimponował ci, zaopiekował się tobą. Jesteś
silna i zaradna, ze wszystkim potrafisz się uporać: umiesz zainwestować
pieniądze, obronić się przed natrętem w ciemnej uliczce, złożyć meble z
Ikei itd. Jakbyś pokazywała płci przeciwnej, że w zasadzie nie jest ci
do niczego potrzebna. Postępujesz tak nie dlatego, że nie lubisz
mężczyzn. Po prostu chcesz im dorównać. Ścigasz się z nimi: w pracy, w
życiu, w łóżku. Zwykle wygrywasz, ale co z tego, skoro zostajesz sama?
Jak postępować, by nie być samą: Prawdopodobnie
boisz się kobiecości, nie cenisz jej, może nawet odrzucasz jako wyraz
słabości. Kojarzy ci się ze sprzątaniem, gotowaniem, brakiem prawa głosu
w domu, łkaniem w poduszkę, ewentualnie z… byciem miłym głuptasem,
który jest tylko ozdobą faceta. Nie wiadomo, co gorsze. Boisz się więc,
że gdy pokochasz mężczyznę, będziesz musiała wejść w rolę gospodyni i
niańki lub słodkiej idiotki. Wolisz już na wstępie pokazać adoratorowi:
„Nie jestem taka – nie myśl sobie”. Zamiast jednak skupiać się na tym,
jaka nie chcesz być, poszukaj odpowiedzi na pytanie, jaką kobietą
chciałabyś się stać. Jest wiele rodzajów kobiecości – wybór nie
ogranicza się do dwóch powyższych wzorców. Można np. rozwijać się
zawodowo, nie gotować obiadów, ale jednocześnie mieć w sobie dużo ciepła
i uważności. Poszukaj własnego przepisu na kobietę. Pomoże ci w tym
metoda dwóch cech. Do każdej swojej cechy z „zestawu męskiego” dobierz
jakąś z „zestawu żeńskiego”. Np.: jesteś logiczna, ale też czuła;
zdecydowana, ale umiesz słuchać. Gdy się nad tym zastanowisz, zobaczysz,
że cechy te wcale się nie wykluczają. Warto odnaleźć w sobie owe
żeńskie pierwiastki i je ujawniać, bo one przeciwdziałają samotności.
Jeśli mężczyzna zobaczy, że oprócz oznak siły i niezależności masz też w
sobie kobiecą miękkość, to nie zniechęci się tak szybko. Łatwiej
zaakceptuje to, co mu w tobie nie do końca odpowiada. Trudno się zresztą
dziwić, że do tej pory odstraszałaś wszystkich zainteresowanych.
Mężczyźni źle się czują w towarzystwie kobiet, które na każdym kroku
udowadniają im, że są lepsze, bystrzejsze, skuteczniejsze… Do tego
dziegciu musisz dodać trochę miodu.
Nadopiekuńcza
Być może jesteś po prostu dla niego za dobra? Tak bardzo dbasz o zaspokajanie potrzeb mężczyzny, że nie zauważasz, kiedy stajesz się nadopiekuńcza. Wpychasz w niego jeszcze jeden kartofelek, jeszcze pół kotlecika; pytasz, czy na pewno ciepło się ubrał. Najchętniej spełniałabyś każdą jego zachciankę, w zamian oczekując tylko jednego – żeby mieć go dla siebie. Móc wtulać się w niego jak w pluszowego misia podczas spokojnych wieczorów w domowym zaciszu. Niestety, na dłuższą metę jest to dla mężczyzny męczące. Czuje się zamknięty w złotej klatce, ubezwłasnowolniony twoją miłością. Dusi się w takim związku i przy najbliższej okazji próbuje się z niego uwolnić. Bo nawet kota można zagłaskać na śmierć.Jak postępować, by nie być samą: Pierwszym (i najważniejszym) krokiem do tego, by przestać uszczęśliwiać na siłę płeć przeciwną, jest zastanowienie się, dlaczego to robisz. Czy nie jest tak, że dzięki temu czujesz się dobra, potrzebna, ważna? Wydaje ci się, że wtedy zasługujesz na miłość (być może rodzice w dzieciństwie byli bardzo wymagający i nagradzali się ciepłymi gestami tylko wtedy, gdy coś dobrze zrobiłaś, pomogłaś w domu itp.). Jak pokazuje życie, nie jest to takie proste i oczywiste. Nikt nie pokocha cię tylko za to, co dla niego robisz, jak o niego dbasz. Staraj się o tym pamiętać, gdy znów zaczniesz zabiegać o czyjeś uczucie, nadskakując. Próbuj uwierzyć, że jesteś wystarczająco dobra, by kochać cię taką, jaka jesteś.
A czy Ciebie też to dotyczy ?