Crisstimm

 
Afiliado: 14/12/2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Puntos49más
Próximo nivel: 
Puntos necesarios: 151

Księżna (część czwarta)

- Nie myśl, że robię to dla rozrywki.
- Nie myślę, pani.
- Nie dąsaj się i nie nazywaj mnie w łóżku panią - podniosła się, klepnęła mnie po pośladku i wstała z łoża.
Skóra delikatnie lśniła jej od potu. Przeciągnęła się, unosząc wysoko ręce. Świadoma, że w tej pozie prezentuje się niezwykle atrakcyjnie, sięgnęła po leżącą na łożu narzutę, owinąwszy się nią, usiadła przy mnie i głaszcząc mnie po włosach mówiła dalej.
- Mój zmarły mąż nie był złym człowiekiem, jednak w tych sprawach przegrywał o wiele częściej, niż na polu bitewnym i z większym rozmachem, niż w jakimkolwiek zwycięstwie nad Turkami. Ironią losu jest to, że zmarł spełniony w ramionach dziwki. Ja, gdybym polegała tylko na jego sprawności nie miałabym dziś dziedziców. Długo myślałam, że to wyłącznie moja wina. Miewałam potworne bóle głowy, nie do zniesienia, nie do przeżycia. Próbowałam różnych lekarstw. Jedynie to okazało się skuteczne. To eliksir. Na wszystko, - zamyśliła się i dopiero po chwili dodała - nie chcę być stara.
Milczałam. Wciąż w pamięci miałam tamten wieczór, koszmar śmierci jasnowłosej dziewczyny i moment, gdy Elżbieta zadecydowała, iż to ona właśnie, a nie ja ma zginąć. Oznaczało to , że decyzję, która z nas umrze podjęła w tej jednej chwili i że rozważała możliwość wskazania mnie.
Dotyk jej dłoni na moich włosach był jak balsam, łagodził rany, koił zaognione miejsca w duszy i rozwiewał wątpliwości.
- Nie rozumiesz Ilono jak to jest żyć z piętnem, będąc cały czas na widoku. Jestem naznaczona. To ani dobre, ani złe, to zwyczajnie bycie... naznaczonym... innym. Widujemy przed kościołami kulawych, ślepych, tych co nie mówią. Przechodzimy koło nich, czasem modlimy się lub rzucamy jałmużnę, by oczyścić się z wyrzutów sumienia, że jesteśmy lepsi, bogatsi i idziemy dalej. A bywa, że przechodzimy koło naznaczonych i tego nie widzimy, ale oni są... Ja jestem jedną z nich. Pomódl się czasem za mnie - dodała po chwili ciszej.
- Pozwoliłaś ją zabić - odważyłam się wreszcie to powiedzieć.
- Nie , nie pozwoliłam. Ja ją zabiłam, tym razem rękoma innych...
- Ale dlaczego? Co takiego ci zawiniła...
- Zawiniła? Niczego nie pojmujesz. One zapewne nie raz zawiniły, nie raz zgrzeszyły i robiłyby tak przez lata. Wiem dobrze, co robię, zabieram im życie, zabieram im przyszłość, zabieram im krew, ale wraz z tym zabieram ich grzechy. Rozumiesz? Ich dusze do mnie nie należą, a one umierając zostają oczyszczone, bo ja zabieram im wszystko, co ziemskie. Zostaję tu z krwią i grzechami. Im bardziej cierpią tutaj, tym lepiej zostaną nagrodzone tam. A przecież mogłyby zginąć zabite przez Turków, piorun, chorobę, mogłyby utonąć, zadławić się. Być może jestem ich wybawicielką. Nie uważasz, że to co robię jest dla nich nagrodą i odkupieniem?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wszystkie racjonalne argumenty wydały mi się zbyt małe. Kochałam ją i chciałam, aby była dobra albo przynajmniej taka jak inni, ale zrozumiałam, że była... naznaczona. Nie wiedziałam jednak czym? Szaleństwem? Złem? Misją?
- Zawsze proszę je o wybaczenie... - Elżbieta zamyśliła się i zamilkła. Przestała głaskać moje włosy i zaczęła wodzić palcami po swojej twarzy, jakby doszukując się w dotyku potwierdzenia swojej nieprzemijającej młodości i usprawiedliwienia postępowania.
- Co uczyniłaś z tamtą? - drugi raz zebrałam się na odwagę.
Nie przestając gładzić oblicza mówiła tak, jakby opowiadała o zwykłej rzeczy, bez drżenia w głosie.
- Pozwoliłam jej wykrwawić się... każda kropla jest bezcenna, każdą otaczam czcią, miłuję. W tamtej kadzi została jej krew i grzechy. Najpierw ugasiłam pragnienie, a potem wykąpałam się w niej, gdy była jeszcze ciepła, obmyłam, przejęłam jej moc. Dzięki temu życiodajnemu płynowi jestem młoda, piękna, silna, niezwyciężona. Jestem księżną krwi... A co robi Fritzko z ciałem nie interesuje mnie.


Na zamku szeptano o zaginięciu kolejnej dziewczyny. Miałam też wrażenie, że ludzie odsuwają się ode mnie i patrzą na mnie podejrzliwie. Wydawało mi się, że kilka razy przyłapałam Krisztinę i Amalię na tym, że milkły, gdy wchodziłam do naszej komnaty. Nawet stara kucharka już nie była tak przyjazna, jak kiedyś i rzucała mi ukradkiem czujne spojrzenia. Nikt nie miał wątpliwości, że jestem faworytą Księżnej i jako taka zostałam wypchnięta poza społeczność zwykłych dziewcząt.
Zbliżała się zima. Wiatr chłostał gwałtownymi porywami, gdy tylko wyszło się na zewnątrz. W powietrzu czuć było mroźny oddech końca jesieni. W moim, dzielonym z Krisztiną i Amalią pokoiku, było coraz chłodniej i mniej przytulnie. W nocy kryłyśmy się pod warstwami okryć i próbowałyśmy spać bez koszmarów. Coraz mniej rozmawiałyśmy ze sobą, tylko Amalia większość wieczorów modliła się przy swoim obrazie świętej Agnieszki. Ja zasypiając marzyłam o cieple komnaty Księżnej, jej aksamitnym dotyku, gdy zamyślona wodziła palcami po moim ciele, oddechu na skórze łagodnie muskającym , gdy zbliżała się, by pocałować nasze tajemne, wrażliwe miejsca, szeptanych do ucha słowach o miłości i pożądaniu. Zamykając oczy widziałam jej wzrok pełen tajemnic i obietnic, słyszałam głos, w którym brzmiały nuty zniecierpliwienia, gdy pieszczoty trwając zbyt długo nie dawały spełnienia. Tęskniłam za nią w każdym momencie, gdy była daleko, gdy była nieosiągalna.
Jednej nocy poczułam dotyk na twarzy, przez moment śniłam jeszcze, że to ona. Otworzyłam oczy, nade mną majaczyła się niewyraźna postać w długiej koszuli. Przestraszona usiadłam. To była Krisztina. Stała wpatrzona we mnie, drżąca i pełna przerażenia.
- Miałam zły sen. Boję się, jak tamtej nocy po zaginięciu Evy.
Uniosłam brzeg przykrycia i zachęciłam ją ruchem ręki, aby wślizgnęła się pod nie. Skorzystała gorliwie z zaproszenia, przywarła do mnie, poczułam zimno jej wychłodzonego ciała.
- Ilono? - szepnęła mi do ucha - czy wszystkie nas czeka los Evy?
- Ciii - uspokoiłam ją - nie, ciebie nie. Obiecuję, zrobię wszystko, żeby ciebie nie.
Przytuliła się jeszcze mocniej do mnie. Miałam wrażenie, że dotykam młodszej siostry. Zamknęłam ją w uścisku ramion i pocałowałam delikatnie w policzek.
- Śpij... Nic ci się nie stanie, śpij.
Amalia niespokojnie poruszyła na swoim posłaniu. Zaskrzypiało donośnie w nocnej ciszy jej łoże.
Tuliłam Krisztinę kołysząc ją miarowo i całując jej twarz.
- Wierzę ci - wymamrotała zasypiając.

Późnojesienne dni toczyły się monotonnie i spokojnie. Coraz mniej szeptano o zaginionej i jak poprzednie zapadać zaczęła w niepamięć dworu. Księżna nie wołała mnie do posług przy sobie, a ja, choć tęskniłam, nie niecierpliwiłam się, tak jak kiedyś. Znów odnalazłam bliskość przyjaźni z Krisztiną, a do niej powróciła pogoda ducha i wieczory znów pełne były jej paplaniny, śpiewu i śmiechu. Nie szukała już pocieszenia w religijności z Amalią i starym zwyczajem snuła opowieści o mieszkańcach zamku na Czachticach. Jednak ani słowem nie wspominała o jego pani i legendach krążących wokół niej.
Nic nie zapowiadało, że nadejdzie wieczór, gdy wszystko, co budowałyśmy okaże się iluzją. Tym razem przybył po mnie karzeł Fritzko, z drwiną na ustach kłaniając się do ziemi i prosząc w wyszukanych słowach, abym podążyła za nim. Szłam znów tajemniczymi korytarzami z drżeniem serca, bo wiedziałam już dokąd prowadzą. Widok drzwi do komnat zła sprawił, że gardło miałam ściśnięte, a nogi zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa. W przedsionku do sali tortur, w kominku wesoło palił się ogień. Wciąż stały tam dwa fotele i niski stolik zastawiony butelkami z winem. Nikt jednak nie grzał się w cieple i nie częstował szkarłatnym trunkiem. Karzeł powiódł mnie dalej. Gdy weszłam do komnaty z kadzią ujrzałam scenę, jak z koszmarów sennych. Nie mogłam uwierzyć. Służąca Dorota wraz z inną kobietą przytrzymywały nagą, skrępowaną sznurem i zakneblowaną Krisztinę. Ta patrzyła błagalnie przez łzy na stojącą na wprost niej Księżną. Gdy weszłam jej źrenice w jej oczach, na mój widok, powiększyły się i próbowała coś wykrzyczeć. Knebel sprawił, że brzmiało to jak rzężenie. Podbiegłam do nich, ale jedna z kobiet przytrzymujących ją zrobiła krok do przodu i stając między nami zasłoniła nagą dziewczynę. Odjęło mi mowę. To najstraszliwszy moment w całym życiu, gorszy od tamtej sceny z blondynką. Krisztina, skazana na najokrutniejszą ze znanych mi śmierci. A przecież, obiecałam jej, dałam słowo, przyrzekłam, że nigdy ją to nie spotka. Wierzyłam, że jestem w stanie obronić ją. Odwróciłam się do Elżbiety. Na jej ustach igrał drapieżny uśmiech, a oczy iskrzyły od radości. Upajała się tą chwilą, strachem ofiary, moją rozpaczą i swoim triumfem.
- Nieeee, proszę, błagam, nie. Tylko nie ona! Błagam... - rzuciłam się do jej kolan i wczepiłam w suknię.
Odepchnęła mnie i wymierzyła cios w głowę.
- Milcz - krzyknęła - śmiałaś zdradzić mnie z taką dziewką. Miałaś być ze mną, tylko ze mną, jesteś tylko moja.
- Byłam, jestem... uwierz, błagam. Ona jest niewinna, nic nie zrobiła. My przecież nic nie...
Przypomniałam sobie tamtą noc, gdy pocieszałam Krisztinę. Skrzypienie łóżka obok. Amalia. To ona musiała donieść, opowiedzieć, wyjawić. Dlaczego? Nie miałam czasu, aby poszukiwać odpowiedzi, ważniejsze było, aby ocalić przyjaciółkę.
- Błagam - znów zaczęłam szarpać suknię Elżbiety - nic złego nie zrobiłyśmy. Nie zdradziłam cię! Jesteś przecież moją jedyną miłością.
- Tak? - syknęła. - Jak mi to udowodnisz Ilono?
- Zrobię cokolwiek rozkażesz, przysięgam, tylko daruj jej życie... błagam - skomlałam.
Elżbieta strzepnęła moje ręce ze swojej sukni.
- Tylko tak możesz udowodnić, że jestem najważniejsza dla ciebie, tylko zabijając ją dla mnie.
- Nie, proszę nie! - wyłam - wszystko tylko nie to... Obiecałam, dałam słowo... Nie każ mi ją zabijać! Zabiję każdego dla ciebie, tylko nie Krisztinę.
- Kiedy mnie właśnie zależy na jej śmierci - odpowiedziała z uśmiechem - tylko ta śmierć jest dla mnie dowodem.
Zaczęłam zawodzić, z tyłu za mną słychać było stłumione jęki mojej przyjaciółki.
Księżna podeszła to stołu z narzędziami, chwilę zastanawiała się nad wyborem i podniosła ogromne szczypce.
Odwróciła się do mnie.
- Podejdź ukochana. Spójrz co wybrałam na tę okazję. Chcę, żeby ją bolało, równie mocno jak mnie bolała twoja zdrada. Dotykałaś jej piersi, a może ona twoich? Teraz zrób to raz jeszcze, tym - podała mi szczypce - chcę żebyś wyszarpała jej pierś tak, abym ujrzała jej żywe, bijące serce.
Kolana ugięły się pode mną, upadłam na nie. Skuliłam się, chowając głowę w ramionach.
Boże, pomyślałam, jeśli istniejesz, to gdzie teraz jesteś? To sen, to nie może się dziać. To koszmar, z którego muszę koniecznie się zbudzić, tego tu nie ma, mnie tu nie ma.
- Ilono - głos Księżnej przywołał mnie - wstawaj, natychmiast, rozkazuję. Masz zrobić to, co żądam.
Podniosłam się.
- Nie pani, nie zrobię tego. Kocham cię całą sobą, każdym cząstką siebie, wszelką mocą jaką posiadam, ale nie mogę tego zrobić. Błagam daruj jej życie, tej jednej. Przysięgam, na wszystko, co święte, nie sprzeniewierzyłam się, nie oddalam nikomu prócz ciebie. Błagam... - byłam gotowa ukorzyć się, paść do nóg, lizać podłogę pod nią, byle ocalić Krisztinę.
- To ciebie uśmiercę. Ktoś musi przecież dziś zginąć. Potrzebuję krwi- powiedziała drwiąco patrząc mi w oczy.
- Wybieraj Ilono ona albo ty.
- Czy dasz mi słowo, że jeśli umrę, uwolnisz ją i oddalisz z zamku?
- Nie muszę nikomu dawać słowa, a już z pewnością nie takiej nic nie znaczącej dziewce jak ty. Nawet król, gdy ze mną rozmawia, spuszcza wzrok, a ty masz czelność żądać ode mnie przysięgi?
- Tak - nie wiem skąd czerpałam odwagę, by odpowiadać ze stanowczością Elżbiecie. Przecież przed chwilą kuliłam się i uciekałam w myślach z tego miejsca. Teraz czułam, że jeśli mam umrzeć i oddać jej swoją krew, to mam prawo chcieć coś w zamian. Życie za życie.
Czy zauważyłam w jej oczach podziw? Nie, chyba raczej żal do mnie i rozczarowanie.
- Myślałam, że to mnie kochasz - powiedziała ze skargą w głosie.
- Udowadniam ci to.
Za plecami wciąż słyszałam jęki Krisztiny i odgłosy, świadczące, że nie poddaje się i walczy o życie.
Księżna odłożyła ohydne szczypce i wzięła w zamian coś innego ze stołu.
- Jak sobie życzysz ukochana, przyjmuję dowód. Jesteś tylko moja i już nikt nie dotknie cię.
Podeszła blisko mnie, wyciągając przed siebie sztylet i pokazując mi go w całej okazałości.
- Rozbierz się dla mnie Ilono, ten ostatni raz - te słowa wypowiedziała ciszej i bardziej miękko.
Dopiero teraz zrozumiałam co zrobiłam. Strach paraliżował mnie. Za moment zimne ostrze zanurzy się we mnie i odbierze mi wszystko. Posłusznie jednak spełniałam życzenie z taką sama niezgrabnością jak tamtego, pamiętnego wieczoru. Nie czułam chłodu ściągając kolejne ubrania i rzucając je na podłogę. Cisza zaległa, gdy to robiłam, nawet Krisztina przestała się wyrywać i szlochać. Elżbieta stała jak urzeczona, zupełnie, podobnie jak, gdy pierwszy raz to dla niej robiłam.
- Nie chciałam twojej śmierci, ale ty już nigdy nie będziesz ze mną, wiem to, a ja nie zniosę myśli, że możesz odejść do kogoś innego. Prędzej czy później musiałaś umrzeć.
Podeszła do mnie i wolną ręką zaczęła wodzić po moim ciele. Dotykała szyi, ramion, ujęła na moment pierś, a potem zjechała na brzuch i łono. Tam się zatrzymała. Przybliżyła swoje usta do moich, znów poczułam orzechowy zapach... Pocałowała mnie.
- Wybacz... Kocham cię. - szybkim ruchem wbiła sztylet poniżej piersi celując w serce. Początkowo nie poczułam bólu, patrzyłam na wystający z mojego ciała przedmiot i nie wierzyłam, że to on sprawi, iż kończę pobyt w Czachticach i na tym świecie. Chwilę później doznanie palącego cierpienia rozlało się w klatce piersiowej.
- Jeszcze tylko chwila i skończy się ten koszmar, już nic złego zdarzyć się nie może - pomyślałam wciąż wpatrując się w sztylet.
- Poderżnijcie tamtej gardło - usłyszałam jeszcze jej słowa, zanurzając się w mgle jaka mnie otoczyła.
Zdradziła mnie. Umieram wiedząc, że moja śmierć w niczym nie pomogła.
- Obyś udławiła się moją krwią - chciałam wykrzyczeć, ale z ust moich wydobył się tylko cichutki syk.
Gasłam. Czułam, że ktoś obejmuje mnie próbując utrzymać ciężar osuwającego się ciała.
- Pomóżcie mi, szybko. Fritzko! Rusz się! Ostrożnie z nią się obchodźcie - ostatnie co do mnie dotarło - tę jedną jedyną chcę pochować w krypcie, mieć blisko siebie. Tamtą, gdy się wykrwawi możecie rzucić psom na pożarcie.
....

Księżnej Elżbiecie Batory ostatecznie udowodniono, że wraz ze swoimi pomocnikami zamordowała ponad sześćset kobiet. Nigdy nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia i ich nie żałowała. Status pani na Czachticach nie pozwalał na skazanie jej. Towarzyszące jej osoby przy torturach zostały ścięte, oprócz Doroty i jeszcze jednej z kobiet, którym najpierw wyrwano palce u dłoni, a następnie spalono żywcem. Król Węgier nakazał uwięzić hrabinę w jej własnym zamku, zamurowując okna i drzwi. Zostawiono jedynie mały otwór w oknie wieży, przez który podawano jedzenie. Krwawa Księżna zmarła w samotności swego zamczyska 14 lub 21 sierpnia 1614 roku, cały swój majątek w testamencie przekazała dzieciom. Wokół jej osoby narosło wiele legend, które prześcigają się w opisach okrutnych praktyk, jakim miała się oddawać. Ostatnio jednak coraz więcej mówi się o tym, że wiele wpływowych osobistości, w tym król Węgier winnych było jej ogromne sumy pieniędzy, a ogromne znaczenie osoby Elżbiety przeszkadzało ówczesnym ambitnym rodom w walce politycznej.