Moja podróż 6-cio godzinna minęła w oka mgnieniu. Pan Aleksander chętnie odpowiadał na moje pytania i opowiadał o ciekawych wydarzeniach, spotkaniach z ptakami i innymi zwierzętami podczas rejsów. Razem z Mamą spokojnie przygotowywałyśmy świąteczne menu w rytm Jej nieustającego nucenia :). Chętnie poddałam się regulaminowi dnia, jaki narzuciła gospodyni, przyzwyczajona do pewnego codziennego szablonu. I nadeszła sobota, kiedy to zaczęła zjeżdżać rodzinka. W jednej chwili mieszkanko zapełniło się ludźmi. Zrobiło się gwarno, rozgardiasz, pełno walizek, pakunków i butów w przedpokoju. I dalej to już jak w kalejdoskopie. Wieczerza - prezenty - dostałam piękne... rękawiczki :)))
O północy było 100 lat dla naszej kochanej Jubilatki, która urodziła się 25 grudnia
pierwszy świąteczny dzień, który upłynął trochę na lenistwie - piżamkowe śniadanie - trochę na spacerze po moich ulubionych Wałach Chrobrego
i już koniec - drugi dzień świąteczny, to od rana pakowanie i wyjazd najpierw siostra z rodzinką a potem my i... znowu dom pusty, cichy - aż dzwoni w uszach od tej ciszy. Znowu czekanie na telefon a może przyjadą? Przecież niedługo będą ferie, jakiś dłuższy weekend... . Na szczęście przymusiliśmy (czy jak kto woli przydusiliśmy) Mamcię i nauczyła się obsługiwać laptopa - wstawia komentarze na FB i rozmawia z nami na Skype i choć początkowo buntowała się bardzo, to teraz uwielbia rozmowy przy laptopie, kiedy nas widzi - 'to tak jakbyśmy siedziały sobie przy stole' mówi :)