na dni zmęczone słońcem
i ciągłym gwarem radośnienia
opadnie kurz strwożony końcem
trwającego przedstawienia
odbierze brawa ostatni z aktorów
na deskach schodzonych tam i z powrotem
od publiczności – milczących aniołów
i zapomniany odetchnie pod płotem
a druh jego – ciemność nielicha
osłoni dłonią słabnący szmer serca
tak by nie było go nigdy już słychać
a tam gdzie kropla w kamienie się wwierca
nie złoży nikt kwiatów ku jego pamięci
aktora co stracił i wiarę i chęci
Raaziel
Haven
Nous a rejoint:
Tajemnica jest najwyższą wartością, zaś miłość jest największą z tajemnic. https://mojagrafomania.wordpress.com/
najczarniejsza czerń
zwykle łapie mnie za gardło
gdy zostaję całkiem sam
jeszcze jej się nie przejadło
prześladować dręczyć w snach
gdy zapada ciemność i zasypia świat
wciąż przychodzi do mnie
i rozsiewa strach
zabiera nadzieję że przeminie z dniem
wszystko co potrafię w najczarniejszą noc
kiedy sam ze sobą w chowanego gram
to udawać że posiadam jakąkolwiek moc
daję łapać się za gardło gdy zostaję sam
bo jeżeli znikną mi sprzed oczu wszystkie moje dni
będę gnił zadowolony że przetrwałaś chociaż ty
gdy zostaję całkiem sam
jeszcze jej się nie przejadło
prześladować dręczyć w snach
gdy zapada ciemność i zasypia świat
wciąż przychodzi do mnie
i rozsiewa strach
zabiera nadzieję że przeminie z dniem
wszystko co potrafię w najczarniejszą noc
kiedy sam ze sobą w chowanego gram
to udawać że posiadam jakąkolwiek moc
daję łapać się za gardło gdy zostaję sam
bo jeżeli znikną mi sprzed oczu wszystkie moje dni
będę gnił zadowolony że przetrwałaś chociaż ty
śmielej
śmielej błąkaliśmy się po bezsenności
rozrzuconej ziarnem na zmiętej pościeli
odważniej krocząc do wrogiej wieczności
gdzie byśmy nigdy więcej już nie słyszeli
wciąż śmielszych i śmielej szepczących obelgi
mistrzów intrygi i królów żywota
życzących nam byśmy czym prędzej polegli
tak jak powinna upadać hołota
my jednak śmielej w bezsenne rejony
kierujemy swe kroki każdemu na złość
nie dla nas wieczności milczące eony
bo my nie mamy wciąż jeszcze dość
śmiechu i rozmów od zmierzchu po świt
w przyszłości piękniejszej niż nasze sny
rozrzuconej ziarnem na zmiętej pościeli
odważniej krocząc do wrogiej wieczności
gdzie byśmy nigdy więcej już nie słyszeli
wciąż śmielszych i śmielej szepczących obelgi
mistrzów intrygi i królów żywota
życzących nam byśmy czym prędzej polegli
tak jak powinna upadać hołota
my jednak śmielej w bezsenne rejony
kierujemy swe kroki każdemu na złość
nie dla nas wieczności milczące eony
bo my nie mamy wciąż jeszcze dość
śmiechu i rozmów od zmierzchu po świt
w przyszłości piękniejszej niż nasze sny
to nie twoja wina
gorejące morze brzegi rozrywa
falami tłukącymi o żebra grzeszników
a huk jego potęg dosięga Tronu
głuchego na agonalne błaganie w rozpaczy
trujące wody czekają na statki
transportujące kolejny grzech
lecz ciebie nie będzie na żadnym z nich
gdzieś w lewym uchu zamiesz(k)ał szept
nakłaniający by dawać mu wiarę
że odpowiadasz za wszystko co było złe
jedyne co musisz to przestać słuchać
dawaniu wiary w ten jad połóż kres
opodal morza co brzegi wciąż rwie
naciekło jezioro – niewinnych krew
i twoja własna przelała się weń
i lać się wciąż będzie aż przyjdzie dzień
w którym usłyszysz tej prawdy zew
nie jesteś winna niczemu co złe
każdy kto twierdzi że było inaczej
niechaj nie pyta jaki ten statek ma cel
falami tłukącymi o żebra grzeszników
a huk jego potęg dosięga Tronu
głuchego na agonalne błaganie w rozpaczy
trujące wody czekają na statki
transportujące kolejny grzech
lecz ciebie nie będzie na żadnym z nich
gdzieś w lewym uchu zamiesz(k)ał szept
nakłaniający by dawać mu wiarę
że odpowiadasz za wszystko co było złe
jedyne co musisz to przestać słuchać
dawaniu wiary w ten jad połóż kres
opodal morza co brzegi wciąż rwie
naciekło jezioro – niewinnych krew
i twoja własna przelała się weń
i lać się wciąż będzie aż przyjdzie dzień
w którym usłyszysz tej prawdy zew
nie jesteś winna niczemu co złe
każdy kto twierdzi że było inaczej
niechaj nie pyta jaki ten statek ma cel
Trwoga
Bądź pozdrowiona, zapomniana miłości!
Dawnoś już opuściła mego życia progi
nurzając włosy w przepastnej ciemności,
co ci zmyliła do mnie prowadzące drogi.
Smak twoich ust był jeno wspomnieniem,
najsłodszym, największym śród marzeń topieli,
I oto powraca! I łączy się z twym pięknym imieniem!
Ach! Jakże się serce moje w gorączce weseli!
Bo oto wracasz zmęczona tułaniem,
opadasz w ramiona z łagodnym westchnieniem.
Nie będziesz więcej mym pustym wołaniem.
Trwoga mnie męczy, że znikniesz wraz z cieniem,
gdy tylko cię widzieć swą duszą przestanę
I sam na wieki z twoją mogiłą zostanę.
Dawnoś już opuściła mego życia progi
nurzając włosy w przepastnej ciemności,
co ci zmyliła do mnie prowadzące drogi.
Smak twoich ust był jeno wspomnieniem,
najsłodszym, największym śród marzeń topieli,
I oto powraca! I łączy się z twym pięknym imieniem!
Ach! Jakże się serce moje w gorączce weseli!
Bo oto wracasz zmęczona tułaniem,
opadasz w ramiona z łagodnym westchnieniem.
Nie będziesz więcej mym pustym wołaniem.
Trwoga mnie męczy, że znikniesz wraz z cieniem,
gdy tylko cię widzieć swą duszą przestanę
I sam na wieki z twoją mogiłą zostanę.