Crisstimm

 
belépett: 2007.12.14
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Pontok49több
Következő szint: 
Szükséges pontok: 151

Marta i ja (część szósta)

Wujaszek znów bywał u nas codziennie. Ośmieliłam się pokazać mu namalowany, podarowanymi przez niego farbkami, obrazek. Przedstawiał las, rzekę i to szczególne "nasze miejsce". Odebrał go ode mnie z powagą, ale nie taką udawaną, jaką często dorośli mamią dzieci, tylko pełnej prawdziwego szacunku dla autorki.
- Gdzie to jest?
- Tam - wskazałam ręką w kierunku domostwa starej Jabłońskiej - tam, za zagajnikiem...
Uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Tajemnica?
Skinęłam głową.
Jeszcze niedawno to była nasza jedyna tajemnica, moja i Marty, a teraz miałyśmy ich bez liku. Przez moment chciałam opowiedzieć wujaszkowi o nich. Zrzucić przeraźliwy ciężar. Trwało to jednak mgnienie myśli. Znów zatrzasnęło się we mnie wieko, a ja sama otoczyłam się murem. Milczeliśmy. Do dzisiaj lubię milczenie i zdarza mi się przez wiele godzin nie powiedzieć ani jednego słowa i wtedy też po cichu wycofałam się do swojego pokoju.
Położyłam się spać z głową pełną myśli o tajemnicach, ale też i o wujaszku. Przyśnił mi się. Trzymałam go za rękę prowadząc przez las. Nad nami konary drzew oplatały się tworząc ciemny baldachim, a w oddali słyszałam pohukiwanie puszczyka. Wujaszek spojrzał na mnie, a jego oczy zaświeciły jak u kota. Wysyczał: "gdzie zgubiłaś rodzeństwo?". Przestraszyłam się i obudziłam. W pokoju było cicho, słyszałam tylko przytłumiony oddech Marty i tykanie zegara. Jednak po chwili do moich uszu dotarło coś jeszcze. Wstałam i najciszej jak umiałam wyszłam na korytarz. Drzwi pokoju mamy były lekko uchylone, z spoza nich sączyło się delikatne światło lampki nocnej. Cichutko podeszłam i zajrzałam przez szparę. Mama leżała w łóżku, obok okresowego wujaszka. Jej głowa spoczywała na jego ramieniu, a on uspokajająco gładził ją po ręce.
- Daj spokój - mówił przyciszonym głosem, jednak na tyle głośno, że słyszałam każde słowo.
- Łatwo ci mówić - mama odpowiadała płaczliwie - mogę przecież stracić dziewczynki.
- Nie panikuj, niby dlaczego miałabyś je stracić? Jesteś dobrą matką, opiekujesz się nimi, dbasz o nie...
- Ty nie rozumiesz... nic a nic...
- No właśnie, nic a nic nie rozumiem. Może to pora abyś mi wytłumaczyła?
Mama zaniosła się płaczem.
Znam to - pomyślałam - zawsze tak robi, gdy nie chce czegoś powiedzieć i zwleka.
- Dostałam... dostałam zawiadomienie, że... ktoś... wniósł pozew o ustalenie ojcostwa dziewczynek...
- Ktoś? Ktoś? Jak to ktoś? Ojciec dziewczynek tak, no bo jak "ktoś"?
- Nie... tak... nie... nie do końca.
- Wybacz, ale teraz kompletnie nie rozumiem.
- Widzisz... ojciec dziewczynek nie żyje...
- Tak mówiłaś, czyli żyje czy nie?
- No bo... no bo... Marek... ojciec dziewczynek miał brata bliźniaka.
- Oooo, a to mnie zaskoczyłaś, jakoś nigdy nie wspomniałaś o nim. I co? To on wniósł pozew? Dlaczego?
- Nie wiem - głos Mamy zrobił się jeszcze bardziej płaczliwy - nie wiem... nic już nie wiem.
- Słonko - ton wujaszka lekko się uniósł - coś jednak musisz wiedzieć. Nikt ot tak sobie, z czapy, nie wnosi o uznanie ojcostwa.
- Kiedy ja kompletnie nie pojmuję skąd on się nagle wziął i dlaczego...
- Kochanie, krótko i bez owijania w bawełnę - przerwał jej wujek Sławek - spałaś z nim?
Mamę chyba zatkało, bo milczała przez dłuższą chwilę i słychać było jak pociąga nosem. W końcu wyznała:
- Tak, ale... tylko jakieś... dwa razy.
- No wiesz - zaśmiał się w brzydki sposób wujaszek - do zostania ojcem wystarczy nawet jeden raz.
- Ale... ale... on nie może być ojcem. Tatą dziewczynek jest Marek, jego nieżyjący brat, jestem tego pewna.
- Tylko jak to udowodnisz? Mówisz wniósł pozew o uznanie go za biologicznego ojca? Z tego co wiem do takich badań pobierają krew i porównują. Pewnie też jakieś pomiary robią. Jeśli to brat bliźniak ojca dziewczynek to... rozumiesz? To raczej będzie można uznać go za ojca... te same geny...
Mama zaniosła się płaczem
- Ciii - wujaszek przycisnął ją do siebie - Cicho, bo dzieci pobudzisz.
Spojrzał w stronę drzwi.
O Boże! Zobaczył mnie?
Zamarłam. Jednak raczej nic nie zdradziło mojej obecności, bo wujaszek wciąż uspokajająco gładził mamę.
- Widzisz? Widzisz? On może uzyskać prawo do moich dzieci. On, który całe życie starał się mi zaszkodzić. Jemu nie zależy na dziewczynkach, jemu zależy na zniszczeniu mnie.
Dalszych słów nie zrozumiałam bo zginęły w rozpaczliwym szlochu.
Bezszelestnie wycofałam się do naszego pokoju. Kompletnie zmarznięta i wstrząśnięta rozmową wskoczyłam do łóżka i przytuliłam się do ciepłej Marty.
Tatuś? Mamy tatę?

Ranek przywitał nas deszczową pogodą. Mamy i wujaszka już nie było, wyjechali do pracy. Na stole w kuchni stały przykryte talerzykiem kanapki dla nas. Marta wstawiła wodę w czajniku. Szczyciła się tym, że nie boi się zapalać gazu i robi to już bardzo umiejętnie. Siedziałam przy stole czekając na herbatę i ziewałam raz po raz. Popatrzyła na mnie uważnie, a ja uśmiechnęłam się usprawiedliwiająco.
- Zrób herbatę...
Usiadła obok stawiając kubki z gorącym napojem przed nami. Zrelacjonowałam jej nocną rozmowę dorosłych.
- I co teraz Miluś? Czy on nas zabierze od mamy?
- Nie bądź głupia! Nie może! - nie mieściło mi się w głowie, że mogłybyśmy żyć w innym miejscu i inaczej niż teraz.
- Ale sama mówiłaś, że chce...
- Chce znów być naszym tatą.
- Jak to znów?
- No chyba musiał już kiedyś nim być, a potem nie... i teraz chce być znów.
- I co teraz Miluś? - Marta wróciła do swojego pytania.
- Teraz to pewnie mama za żadne skarby nie będzie chciała nas mu nie oddać i może wreszcie powie prawdę o tacie.
- Nie chcę taty - skrzywiła się Marta - a jak już, to niech będzie nim wujaszek Sławek.
- A ja nie wiem... Może to jest prawdziwy tata i szuka nas od wielu lat? Może wcale nas nie chciał zostawić? Może...
- Może skończmy już - ucięła moje dywagacje siostra.
Widziałam, że jest mocno wystraszona.
Siedziałyśmy w milczeniu. Deszcz stukał o szyby kuchenne. Myślałam o tym, kim na prawdę jest mój tata?
Ten co umarł, czy jego brat? Skoro są bliźniakami, jak Marta i ja, to pewnie bardzo się kochali. I chyba obaj kochali mamusię. A którego kochała mama? Jak poznać, gdzie tu prawda?
Pierwsza od stołu wstała Marta.
- Chodźmy stąd, porysujemy...
Odsunęłam krzesło, podniosłam się i sięgnęłam kubek z herbatą. Wzięłam łyka. Była już zimna.

Mama wróciła sama. Była milcząca i zamyślona, ale spokojna. Przy obiedzie łagodnie poprosiła:
- Chciałabym z wami porozmawiać, dziewczynki.
- Teraz? - spytałam.
- Tak, teraz.
Wymieniłyśmy z Martą porozumiewawcze spojrzenie.
- Widzicie... nie wszystko wam wtedy opowiedziałam... w związku z waszym tatą.
Patrzyła na nas przepraszająco.
- Otóż, tatuś wasz miał brata bliźniaka.
Siedziałyśmy nieporuszone. Żadna nie wydała okrzyku zdziwienia czy niedowierzania. Mama jednak nie zauważyła naszego braku reakcji.
- Brat taty, po jego śmierci odsunął się od nas i nigdy nie próbował nawiązać kontaktu... aż do teraz... Teraz przypomniał sobie... o was...chciałby zastąpić brata i zostać waszym tatą.
- A może? - wyszeptała Marta.
- Nie... trochę tak... nie... - mama sama gubiła się w gąszczu wątpliwości.
- To może czy nie? - spytałam.
- No, niby teoretycznie może... napisał pismo o przeprowadzenie badań, które pokażą pokrewieństwo między wami... Jednak, właśnie dowiedziałam się, że dopóki nie macie ukończone trzynaście lat, bez mojej zgody nie może zrobić żadnych badań... A ja nigdy nie wyrażę zgody - zakończyła prawie krzykiem.
- Czy on może nas porwać? - Marta wciąż szeptała.
- Nie... chociaż może i tak. Musicie być bardzo ostrożne. Nie możecie same wychodzić z domu, a już broń Boże do lasu czy nad rzekę. I o wszystkim mi mówcie. Rozumiecie? Cokolwiek się zdarzy, ważnego czy nie, czy coś usłyszycie, czy zobaczycie, macie natychmiast mi o tym powiedzieć.
Siostra spojrzała na mnie pytająco. Pokręciłam głową.
Nie teraz. Jeszcze nie teraz. Powiemy jej szczerze, gdy ona sama będzie z nami do końca szczera.
- Macie jakieś pytania, bo muszę posprzątać po obiedzie, a zaraz przyjedzie wujek Sławek?
Miałam ich milion, ale zadałam tylko jedno.
- Jak on ma na imię?
Mama przechyliła głowę i lekko przymrużyła oczy.
- Maciek... Na imię ma Maciek.