Uwielbiam niespodzianki. Oczywiście tylko te miłe, bo gwóźdź znaleziony w oponie, czy odkrycie kolonii mrówek, wędrujących po kuchni, z całą pewnością do nich nie należą.
Te miłe sprawiają, że bezwiednie zaczynasz się uśmiechać, nawet jeśli tego dnia wstałeś z łóżka lewą nogą, za oknem kłębiły się deszczowe chmury i przez cały dzień ciągnąłeś nosem po ziemi.
I właśnie dzisiaj tak to właśnie wyglądało – budzik-okrutnik, krzyczał nieubłaganie już o 6 rano, a żadna kawa nie pomagała.
Nawet w pracy większość z nas była w podłym nastroju, więc na pocieszenie postanowiliśmy zamówić sushi. A że jak wiadomo, zła passa lubi towarzystwo, dostawca spóźnił się półtorej godziny, akurat w sam raz na czas, kiedy mieliśmy wychodzić z pracy. Złapałam na szybko dwa kawałki, żeby zaspokoić pierwszy głód, a resztę spakowałam, żeby zabrać do domu.
Lekko zrezygnowana, wlokłam się przez zakorkowane miasto. Po drodze drobne zakupy. Zahaczyłam tez o kosmetyczkę, w nadziei, że może znajdzie chwilkę na regulację brwi. Nie znalazła – mówi się trudno.
Dotarłam wreszcie do domu, w skrzynce awizo, a w gazetniku… aż się wyszczerzyłam z radości.
Jakiś czas temu, grupka młodszych dzieci z pobliskich domów, postanowiła rozpocząć lokalną aktywność wydawniczą, a ponieważ, jak to z każdą aktywnością bywa, powinno się zacząć od zdobycia odpowiednich funduszy, maluchy wyprodukowały całkiem pokaźne ilości lemoniady, którą to następnie sprzedawały okolicznym mieszkańcom.
Oczywiście ja także zainwestowałam w „lokalne media”, choć nie liczyłam zbytnio na intratność owej inwestycji. Jakież było moje zdziwienie dzisiaj, kiedy znalazłam rulonik, związany kolorową kokardką, z napisem na grzbiecie „Miłego dnia”. A oto treść dzisiejszego wydania:
Propozycje bardzo kreatywne. Najbardziej spodobało mi się, malowanie kredą na ulicy (na szczęście u nas samochody nie jeżdżą zbyt często). A może i Wam coś podpasuje
W każdym razie… dla Was także „Miłego dnia”
Edycja 19.07.2020 - Wydanie II :)