Urlop przedświąteczny. Oczywiście trzeba zrobić zakupy. Jedziemy z Michałem, bo kupujemy takie większe gabaryty: worek ziemniaków, cebuli, karton mleka, wiadro kapuchy i mnóstwo innych sprawunków tych z kartki i tych z poza niej (zawsze mi wychodzi tych z poza kartki więcej czy Wam podobnie?). Najwięcej czasu zeszło nam w księgarni i w ...korkach. Chyba wszyscy byli dzisiaj pierwszy dzień na przedświątecznym urlopie i robili sprawunki. Po powrocie do domu wskoczyłam w bardziej wyjściowe ciuchy i pobiegłam na Wigilię do dziewczyn ze 'Stowarzyszenia' - na drugi koniec Warszawy. Ponieważ dawno u nich nie byłam (tak przeciętnie 2 razy w roku je odwiedzam) oczywiście pomyliły misię stacje metra i wysiadłam stację wcześniej. Powinnam zapamiętać sobie, że do dziewczyn wysiadam na Starych Bielanach a nie na Słodowcu - chyba zapamiętam poprzez skojarzenie z wiekiem moich przyjaciółek Bielanek ????????. No więc chcąc nie chcąc poszłam ok.2 km piechotą, akurat zaczął siąpić taki 'przyjemny' zimowy deszczyk w sam raz na spacerek aleją Stefana Żeromskiego. Wigilia - sympatyczna. Dziewczyny, wesołe jak zwykle, od razu barszczyk, kapusta z grzybkami, śledzik. Zawsze czuję się u nich jak w domu. Roma obandażowana z ręką w gipsie po wczorajszym upadku na ulicy (z powodu wszechobecnej ślizgawki). Pozostałe koleżanki troszeczkę jakby starsze ale przemiłe, ciepłe i serdeczne, jak zwykle zresztą. Dołożyłam do smakołyków na stole mandarynki, karpatkę i piernik z powidłami i czekoladą. Kolędy, trochę wspomnień i zaczęłyśmy się rozchodzić. Każda z potężną (chyba z 5 kg) paczką żywnościową od Pana Burmistrza. Pojechałam do Złotych Tarasów aby nabyć u Wedla słodkie dodatki do prezentów i przy okazji poszukać łazanek, których nie udało nam się kupić przed południem. Były. Szczęśliwa latam po tych podziemiach dworca centralnego i ani się spostrzegłam jak znowu drałuję cały jeden przystanek, tym razem mojego autobusu, który ma przystanek vis a vis Dworca (pod Mariotem) a ja czułam jakiś niedosyt (żart oczywiście) łażenia zwłaszcza z ciężką torbą i poszłam na przystanek pod Novotelem ok.1,5 km dalej. W autobusie straszny tłok - wszyscy tak jak ja, wracają z Wigili w 'stowarzyszeniach' i z zakupów przedświątecznych (hłe hłe). Niestety, nie posiedziałam sobie. Potem jeszcze 15 minut w breji śnieżnej, bo 10 km od ścisłego centrum stolicy to już się nie odśnieża. No i wreszcie sobie usiadłam, uff