beauti_46

 
belépett: 2006.07.13
Nie liczę godzin ni lat to życie mija NIE JA
Pontok181több
Következő szint: 
Szükséges pontok: 19

6. piętro

Teatr ten mieszczący się na szóstym piętrze PKiN odwiedziłam dzisiaj z okazji przedstawienia pt. "Po drodze do Madison", opartej na powieści "Co wydarzyło się w Madison Caunty" R.Wellera. Główne role spóźnionych kochanków grali Daniel Olbrychski i Dorota Segda. Poszczególne sceny w nastrojowy sposób łączył, tworząc subtelny i nastrojowy klimat sam Zbigniew Namysłowski, grając na saksofonie fragmenty, których kanwę stanowił utwór "Autumn leaves". Z mieszanymi uczuciami odbierałam grę Daniela Olbrychskiego, który do tej roli kompletnie się nie nadawał. Był zbyt teatralny, grał z wielkim patosem (kompletnie nie pasującym do roli uczuciowego, wrażliwego i czułego kochanka). Był sztuczny, Dużo lepiej wypadła Dorota Segda, grająca Francescę - pragnącą a jednocześnie broniącą się przed gorącym i namiętnym uczuciem.
https://www.youtube.com/watch?v=-e8PIWNWRRQ
Dopiero po powrocie do domu przypomniałam sobie inny duet, Streep & Eastwood, który problem spóźnionej miłości, tej prawdziwej i jedynej, przedstawił w sposób pełen wrażliwości, ciepła, namiętności i dramatyzmu. Między nimi był ten magnetyzm, ogromna tęsknota dwojga ludzi do czułości, którą sobie pięknie darowali. Tego właśnie brakowało w sztuce granej na 6.piętrze. Pozwolę sobie na obszerny fragment, którego nie usłyszałam w dzisiejszej sztuce, a który oddaje tragizm postaci Francesci (choć nie jej jednej): Nikt nie rozumie czemu kobieta postanawia mieć dzieci, męża... Jej życie w pewnym sensie się zaczyna, w pewnym kończy. Układamy sobie życie a potem odkładamy wszystko.... żeby mogły je sobie ułożyć dzieci. Odchodząc, zabierają ze sobą nasze życie. Mamy żyć dalej ale nie pamiętamy dlaczego..., bo od lat nikt nas o to nie pytał. A tak, miłość wydaje się czymś nieosiągalnym.
- Ale teraz ją masz. 
- Chcę ją zachować na zawsze. Chcę Ciebie kochać tak jak dziś, przez całe życie.. Jeśli wyjedziemy, stracimy to. Nie umiem zapomnieć o jednym życiu żeby zacząć drugie. Mogę jedynie zachować nas gdzieś w środku.
Z recenzji, które później przeczytałam, pojawił się pełny obraz tego nieporozumienia, jakim była dzisiejsza sztuka. Otóż to sam Daniel Olbrychski wybrał sobie sztukę, ze scenariuszem napisanym przez własną żonę, w której zagrał dla uczczenia swojej 50-rocznicy prazy aktorskiej.
Pożałowania godne jest jak starsi artyści nie potrafią starzeć się z godnością, nie ośmieszając się. Jak podejmują się 'przyciasnych' ról, jak liftingują wszystko co się da, żeby tylko ubyło im kilka lat, jak za wszelką cenę (śmieszności) chcą utrzymać się na plakacie.
A przecież można starzejąc się nie tracić pogody ducha i lica, nie tracić godności i szacunku dla siebie i wcale nie tracić popularności - że za przykład podam tutaj Panią Danutę Szaflarską ("Pora umierać") świetnie grającą postać pogodnej i mądrej staruszki - mój szacunek i uznanie dla Pani!!!!
https://www.youtube.com/watch?v=pnxeKl-Kbqw