drzwi
za nimi pusty korytarz
nawet światło tamtędy nie chodzi
okna
za nimi olbrzymi świat
nikt tam na mnie w ogóle nie czeka
ściany
na nich białe plamy obrazów
na żadnym nie widać jak tańczę
drzwi
przed nimi postoję przez chwilę
i pusty korytarz zostawię w spokoju
Raaziel
Haven
lid geworden:
Tajemnica jest najwyższą wartością, zaś miłość jest największą z tajemnic. https://mojagrafomania.wordpress.com/
jakoś
nie mogę zrozumieć śladów stóp po horyzont
od moich spojrzeń pełznących przez mrok
mogłaś zostawić mi chociaż oddech na szybie
jakoś łatwiej byłoby przełknąć tę gulę piołunu
ptaki przegoniły stado much z mego nosa
i w ziemię spoglądam o wiele częściej
oczami skorymi odnaleźć ślad stóp powrotny
jakoś mi to jednak nie bardzo wychodzi
słyszę w pamięci dźwięk serca w radosnym pląsie
gdy uchem chwytałaś jego najlżejszy szmer
i sznur białych pereł wręczałaś mi w darze bezcennym
jakoś to będzie wmawiam sobie oczami w horyzont
jakoś to będzie jakoś to będzie jakoś to będzie jakoś
nie mogę uwierzyć że będzie dobrze bez ciebie tu
od moich spojrzeń pełznących przez mrok
mogłaś zostawić mi chociaż oddech na szybie
jakoś łatwiej byłoby przełknąć tę gulę piołunu
ptaki przegoniły stado much z mego nosa
i w ziemię spoglądam o wiele częściej
oczami skorymi odnaleźć ślad stóp powrotny
jakoś mi to jednak nie bardzo wychodzi
słyszę w pamięci dźwięk serca w radosnym pląsie
gdy uchem chwytałaś jego najlżejszy szmer
i sznur białych pereł wręczałaś mi w darze bezcennym
jakoś to będzie wmawiam sobie oczami w horyzont
jakoś to będzie jakoś to będzie jakoś to będzie jakoś
nie mogę uwierzyć że będzie dobrze bez ciebie tu
pocałowana przez niebo
dogasają ostanie iskierki w jej oczach
porozrzucane w chaosie spojrzenia
celującego wprost w niebo odległe
milczące ułudą zieleni i bieli
skąpiące łaski ostatniego oddechu
to odpowiednia pora by z(g)asnąć
zaledwie przed chwilą coś było inaczej
słońce tańczyło w jej złotych kłosach
a wiatr czule umieszczał z powrotem
śmiech w ustach uwydatnionych czerwienią
świst w uszach brzmiał tak kojąco
i słodko było móc pławić się w chmurach
na głowie nosiła perłową koronę
ze skarg usłyszanych wśród nieba listowia
potoczyła się dalej niż wzrok dosięga
w dół wzgórza współczucia ludzkiego nie dla niej
i gasną iskierki ostatnie w jej oczach
zbyt wolno by ciemność przyniosła wytchnienie
nie będzie płakała krwawymi łzami
i nie pofrunie na skrzydłach strzaskanych
pocałowana przez niebo sposobem Judasza
roztrzaskała się o bruk zawiści nieludzkiej
jeżeli podniesie się po tym jak świt ją zdradził
lepiej byś nigdy nie ujrzał w pobliżu jej twarzy
gdzieś w oczach bezdennych bez śladu iskierek
dostrzeżesz swoje prawdziwe oblicze
bez pięknych masek dobieranych codziennie
bez złotych zębów wstawionych w okopy próchnicy
i bez współczucia którego nie znałeś
i sam nie zaznasz nim się dopalisz
lecz jeszcze nie zgasły jej oczy zupełnie
jeszcze z kącika ust krew możesz pozbierać
dopóki gdzieś w środku wciąż tłucze skrzydłami
najbielsza pod słońcem synogarlica
masz szansę być może ostatnią w epoce
zwyciężyć samego siebie i wzlecieć tam skąd upadła
porozrzucane w chaosie spojrzenia
celującego wprost w niebo odległe
milczące ułudą zieleni i bieli
skąpiące łaski ostatniego oddechu
to odpowiednia pora by z(g)asnąć
zaledwie przed chwilą coś było inaczej
słońce tańczyło w jej złotych kłosach
a wiatr czule umieszczał z powrotem
śmiech w ustach uwydatnionych czerwienią
świst w uszach brzmiał tak kojąco
i słodko było móc pławić się w chmurach
na głowie nosiła perłową koronę
ze skarg usłyszanych wśród nieba listowia
potoczyła się dalej niż wzrok dosięga
w dół wzgórza współczucia ludzkiego nie dla niej
i gasną iskierki ostatnie w jej oczach
zbyt wolno by ciemność przyniosła wytchnienie
nie będzie płakała krwawymi łzami
i nie pofrunie na skrzydłach strzaskanych
pocałowana przez niebo sposobem Judasza
roztrzaskała się o bruk zawiści nieludzkiej
jeżeli podniesie się po tym jak świt ją zdradził
lepiej byś nigdy nie ujrzał w pobliżu jej twarzy
gdzieś w oczach bezdennych bez śladu iskierek
dostrzeżesz swoje prawdziwe oblicze
bez pięknych masek dobieranych codziennie
bez złotych zębów wstawionych w okopy próchnicy
i bez współczucia którego nie znałeś
i sam nie zaznasz nim się dopalisz
lecz jeszcze nie zgasły jej oczy zupełnie
jeszcze z kącika ust krew możesz pozbierać
dopóki gdzieś w środku wciąż tłucze skrzydłami
najbielsza pod słońcem synogarlica
masz szansę być może ostatnią w epoce
zwyciężyć samego siebie i wzlecieć tam skąd upadła
słowa
słowa są bliżej niż twoje dłonie
wokół innych dłoni ochoczo splecione
nic nie szkodzi
już prawie nie boli
zamieniam uśmiechy w podkowy
wystarczy tylko otworzyć oczy
na wszystko co było ukryte
na czubku nosa
milczenie jest złotem
bezwartościowym
niepożądanym
jestem stojącą wodą
będę cię czekał w kolejnym słowie
niezmordowany
wokół innych dłoni ochoczo splecione
nic nie szkodzi
już prawie nie boli
zamieniam uśmiechy w podkowy
wystarczy tylko otworzyć oczy
na wszystko co było ukryte
na czubku nosa
milczenie jest złotem
bezwartościowym
niepożądanym
jestem stojącą wodą
będę cię czekał w kolejnym słowie
niezmordowany
zwolnij
moje korytarze są zbyt wąskie
na twój owczy pęd do-chyba-nikąd
ciągle tylko mącisz burzysz jątrzysz
a potem wracasz poprzez metę
na kolejny start
zwolnij
może się zakręcić w głowie
od bezbożnych nagich pląsów
które ciągle uskuteczniasz
cisnąc w moje białe ściany
martwy szkarłat własnych ciem
zwolnij
zimno które rozprowadzasz
nie nadaje się na śnieg
zwolnij wreszcie stań na chwilę
pozwól spojrzeć w piękny sen
skończ się nim przeminie noc
zwolnij
na twój owczy pęd do-chyba-nikąd
ciągle tylko mącisz burzysz jątrzysz
a potem wracasz poprzez metę
na kolejny start
zwolnij
może się zakręcić w głowie
od bezbożnych nagich pląsów
które ciągle uskuteczniasz
cisnąc w moje białe ściany
martwy szkarłat własnych ciem
zwolnij
zimno które rozprowadzasz
nie nadaje się na śnieg
zwolnij wreszcie stań na chwilę
pozwól spojrzeć w piękny sen
skończ się nim przeminie noc
zwolnij