beauti_46

 
joined: 2006-07-13
Nie liczę godzin ni lat to życie mija NIE JA
Points181more
Next level: 
Points needed: 19

Pyromagic 2011

O fajerwerkach dowiedziałam się całkiem przypadkowo, a że w ub. roku, pełna poświęcenia, mokłam w czasie pokazów i było wystrzałowo, to tym razem postanowiłam wyciągnąć Mirkę, z którą pojechałyśmy do Mamci. Mirka nie kazała się długo prosić i wybrałyśmy się w sobotę (13 sierpnia) na pokazy Australijczyków i Czechów. Tym razem do pokazów swoje 3 grosze wtrącał księżyc i było cieplutko. Zajęłyśmy miejscówki na trawce, przygotowałam sobie aparat na funkcję nagrywanie filmów i zaczął się pokaz. Tylko, że zamiast fajerwerków ciągle filmowałam... dupska ludzi przechodzących mi przez głowę. Rozumiem jedna para, druga, trzecia (mama z dzieckiem), czwarta... kurde, maraton. Chyba wysypali się ze spóźnionego autobusu.  Ja, gdybym się spóźniła starałabym się znaleźć miejsce nie przeszkadzając oglądającym. A towarzystwo, bez pardonu, pakowało mi się na głowę i ani 'przepraszam' ani 'posuń się stara' Przy 27 osobie chciałam kopać, gryźć i podstawiać nogi. I tak się przewracali, bo było strasznie ślisko, po ostatnich deszczach, hihihi, dobrze im tak . Kulturalne uwagi w ogóle nie są w takich sytuacjach skuteczne. Mam wrażenie, że moje kulturalne uwagi w ogóle były nie na miejscu . No i tak połowa pokazu Australijczyków była dla mnie kompletnie niewidoczna, mimo bardzo dobrej miejscówki. Dziewczyna, która siedziała obok nas z pieskiem, wzięła maleństwo na ręce, bo po primo to prawie szczeniaczka zadeptali, a secondo to, kto na fajerwerki bierze pieska!!!??? Kurde, ten szczeniak cały się trząsł ze strachu. Tak samo jakimś debilnym pomysłem było uczestnictwo w imprezie (która zaczynała się o 21:45 i trwała do 0:15) bobasków od 5 miesięcy do 3 latek !!!??? Ludzie!!! pozwólcie mi jeszcze marzyć, że żyję w normalnym świecie,  (chociaż odrobinę normalnym). Po Australijczykach była wstawka muzyki elektronicznej hehehehe, to samo, jota w jotę, co rok temu. Czy my już nic nie umiemy zagrać tylko w kółko Biliński i Biliński (szacun dla Pana Marka, od którego wszystko się zaczęło, a może wcześniej, nie jestem pewna) tym razem w wykonaniu Sławomira Łosowskiego z Kombi. W czasie elektronicznego brzdąkania znalazłyśmy sobie nowe miejsce i już drugi pokaz - Czechów - oglądałyśmy bez zakłóceń. Udało mi się nagrać w 6 cz. całość spektaklu. Piękne ilustracje do muzyki Grieg'a (Peer Gynt) i Craiga Armstronga (Weather storm) - te fragmenty najbardziej misię podobały.

https://www.youtube.com/watch?v=oy0-2dzUF0I