Crisstimm

 
registro: 14/12/2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Pontos49mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 151

Kostek (część pierwsza)

Stały oparte o stół w kuchni. Wyglądały jak siostry bliźniaczki, jednak gdy się baczniej przyjrzeć, można było zobaczyć, że jedna jest starsza od drugiej o dobrych kilkanaście lat.
- To strasznie dziwne dziecko mamo - szeptała młodsza - nie wiem dokładnie jak to określić, ale ono jest całkiem porąbane.
- Nie wyrażaj się - upomniała ją matka.
- Też mi wyrażenie - "porąbane" - obruszyła się córka.
Miała około trzynastu lat, jak na swój wiek wysoka, szczupła, o blond włosach zaczesanych do tyłu w kitkę. Starsza tylko nieznacznie ją przewyższała i była równie szczupła, dzięki czemu prawie mogła uchodzić za równolatkę córki. Stała oparta o stół kuchenny, tuż przy krzesełku dla niemowlaka i karmiła zawiesistą papką dziewięciomiesięcznego chłopca.
- Dla mnie to jest właśnie wyrażanie się...
- No dobrze mamuś, niech ci będzie - to całkiem pokręcony dzieciak - pasuje? Wczoraj popołudniu znów przyszedł do Tymka. Wpuściłam go, a on nawet "cześć" nie powiedział. Przechodzę potem koło pokoju chłopaków i wiesz, zawsze słychać te okropne dźwięki z gier i okrzyki, a tu cisza. No to wchodzę zajrzeć, a oni siedzą przy konsoli i gapią się w milczeniu w ciemny ekran. Rozumiesz? Siedzą całkiem bez ruchu. Pytam się "co jest chłopaki?", a tu cisza. Zero reakcji.
- No i?
- Nie dziwi cię to? Tymoteusz normalnie naparza jak najęty w te swoje gierki i nic nie jest w stanie go oderwać, a tu wczoraj siedzi z kolegą w milczeniu przy wyłączonej konsoli, nie reaguje nawet gdy wchodzę bez pukania. Dobrze wiesz, że drze się, że mu przeszkadzam, ledwo tylko głowę wsadzę do jego pokoju.
- Nie, nie widzę w tym nic dziwnego, może rozmawiali, albo... no.. robili cokolwiek innego...
- Ech mamo, ty jednak nic nie czaisz.
- Znów się wyrażasz.
- Serio mamo? Czepiasz się tego jak mówię, a kompletnie nie zauważasz problemu.
- Nie, Julio, przyznam, że nie rozumiem twoich obaw, cieszę się, że Tymek znalazł dobry kontakt z rówieśnikiem w nowej szkole i...
- Mamo! Patrz, Patryk się opluł!
Rzeczywiście dziecko wypluło całą zawartość buzi, której część malowniczo ściekała po brodzie, a reszta rozprysła się wkoło krzesełka.
- Dobra mamuś. Narka. Lecę do Wiki.
Matka zajęta ścieraniem zupki skinęła tylko w milczeniu głową.

Wprowadzili się do nowego domu jakieś osiem miesięcy temu. Na początku euforia. Wcześniej awans męża, jej sukces zawodowy i zaraz po tym szczęśliwy poród trzeciego dziecka, zmusiły ich do poszukiwań nowego "gniazda". W agencji nieruchomości, gdy pokazywano im oferty, oboje z mężem zwrócili od razu uwagę na tę posesję. W rozsądnej cenie, do zamieszkania od zaraz i w idealnej dla nich lokalizacji, na peryferiach miasta, w spokojnej, willowej dzielnicy. Już przy pierwszym oglądaniu Olga zaczęła dopasowywać poszczególne pokoje do członków rodziny, meblować je w wyobraźni i upiększać według swojego gustu. Mówiąc krótko, od początku wiedziała, że to ten dom. Budynek pochodził z lat dwudziestych dwudziestego wieku, jednak poddany został gruntownej modernizacji, co poskutkowało szczególnym połączeniem tradycji z nowoczesnością. Pokoje dla dzieci urządzono na piętrze, a ona z mężem zajęła sypialnię na parterze, tuż przy salonie. W planach mieli jeszcze adaptację strychu, choć była to raczej pieśń przyszłości. Z tyłu za domem ciągnął się duży, zdziczały ogród, przechodzący w sad. Jego zagospodarowanie było ambicją i wyzwaniem dla Olgi, jednak przy obecnych obowiązkach, również zostało odłożone "na później".
Przeprowadzka, mimo iż tylko z jednej dzielnicy do drugiej, wiązała się z zmianą szkoły i otoczenia dzieci. Julka, niezwykle dynamiczna, pełna energii i ekstrawertyczna, szybko odnalazła się w nowej sytuacji. Już po pierwszym trudnym miesiącu, gdy krzyczała, iż "nie da rady żyć w takiej dziurze", miała wianuszek koleżanek i przyjaciółek od serca. Gorzej przystosowywał się dziewięcioletni Tymoteusz. Pozostawił swoich kolegów, znajome miejsca i bliskie sercu kąty. Tutaj, w nowym domu nie ciągnęło go do myszkowania w ogrodzie czy poszukiwania skarbów na strychu. Po szkole zamykał się w swoim pokoju i godzinami grał w gry komputerowe. Rodzice początkowo próbowali zainteresować go innymi zajęciami, jednak zniechęceni brakiem efektów i zaaferowani nowymi problemami pozostawili chłopca w spokoju. Starzy znajomi Tymoteusza zawitali z kurtuazyjną wizytą i zniknęli z jego życia. Nowych zabrakło. I nagle, od jakiegoś miesiąca zaczął się pojawiać kolega ze szkoły, Kostek. To, że jest on nieco dziwny zauważyła nawet sama Olga. Dziecko nie dość, że małomówne, to w dodatku z błądzącym po całym domu i jego mieszkańcach spojrzeniem. Olga choć niechętnie, jednak musiała przyznać, iż przyłapała się kilka razy na dziwnym odczuciu, iż jest obmacywana wzrokiem. Jednak za nic nie chciała przyznać, że mógłby to robić mały, niepozorny chłopiec. Wyglądał on dość przeciętnie, wzrost średni, ciemnoblond, proste włosy, twarz szczupła, oczy o raczej nieokreślonej barwie, zbliżonej do szarej, jedynie usta miał dziwne. Pełne, jakby nabrzmiałe, niepokojące, przypominające usta dorosłego, spragnionego doznań zmysłowych mężczyzny.
Na początku znajomości z jej synem Olga próbowała wyciągnąć kilka informacji od nowego kolegi. Jednak musiała przyznać, że poniosła całkowite fiasko, nie wiedziała gdzie mieszka, nic o jego rodzicach, właściwie nie znała żadnej konkretnej informacji, prócz staromodnego imienia - Konstanty.
- Muszę porozmawiać z Robertem o Tymoteuszu - tą myślą uspokoiła sumienie. Wyjęła maleńkiego synka z krzesełka i przeszła do salonu.

Julka siedziała na podłodze z nogami podkurczonymi pod siebie. Wiki, szkolna przyjaciółka, rozłożona obok na miękkiej poduszce malowała jej paznokcie na fioletowy kolor.
- Nie uwierzysz, ta zołza z francuskiego zawołała mnie na przerwie i mówi: panno Grabowska jeśli chcesz osiągnąć coś w życiu, to powinnaś mocniej przyłożyć się do obowiązków szkolnych - dziewczyna przedrzeźniała wysoki głos nauczycielki i jej charakterystyczną wymowę spółgłoski "er" - Dobrze wiem, że stać cię na wiele i... bla, bla, bla. Hej Julka? Słuchasz mnie?
- Tak... nie... sorry. Słuchaj Wiki, kojarzysz tego kumpla od Tymka? Powiedz, nie wydaje ci się on trochę nawiedzony?
- Kumpel od Tymka? Oszalałaś? Miałabym zwracać uwagę na jakiegoś małolata? Co innego gdybyś miała starszego brata, takiego z liceum, wtedy na pewno lukałabym na jego kolegów, a tak... Nie ruszaj się! Wyjechałam z lakierem poza paznokieć.
Julce zdrętwiały nogi i przechyliła się do tyłu wyrywając rękę.
- Ej, no! Nie skończyłam, trzeba położyć jeszcze jedną warstwę.
- Dobra, wystarczy. Jest spoko.
Wstała. Podeszła do okna, aby w lepszym świetle przyjrzeć się dziełu koleżanki.
- Chodzi o to, że koleś świdruje mnie tymi swoimi oczkami non stop, a gdy pytam się go "co jest?" nic, nic nie odpowiada - wróciła po chwili do tematu kolego brata.
- Podobasz się smarkaczowi i tyle - Wiktoria wzruszyła ramionami - też masz co przeżywać...
- No może... - zgodziła się Julia, choć czuła, że przyjaciółka kompletnie nie zrozumiała o co jej chodzi.

Okno. Czarna, połyskująca tafla szyby. Stoję w pomieszczeniu, którego nie znam. Obracam się powoli, rozglądając się. Nic ciekawego, nic strasznego. Szare ściany. Tylko to okno, przyzywające mnie. Podchodzę do niego. Idę stawiając wolno krok za krokiem, czuję że coś tam na zewnątrz przywołuje mnie. Ciężko unosić nogi, ważę chyba z tonę. Moje serce, choć czuję jak miarowo bije, jest kamieniem w piersiach. Zamykam oczy. Powieki są ociężałe, jednak unoszę je. Stoję przy oknie. Dotykam koniuszkiem nosa zimnej szyby. Tam za taflą... tam...

Tymoteusz szedł ze szkoły, właściwie to można spokojnie powiedzieć, iż wlókł się. Niechętnie wracał do domu, nie lubił go. Tęsknił za starym domem, właściwie za mieszkaniem. Nie miał tam, co prawda, swojego pokoju, nie miał ogrodu, nie miał takiej przestrzeni, ale miał sekretne miejsca, kolegów i przyjaciół. Tutaj był samotny i źle się czuł w nowym pokoju. Mama starała się stworzyć mu takie miejsce, o jakim marzył, gdy dzielił sypialnię z Julką i jej dziewczyńskimi rzeczami. Jednak po pierwszych dniach euforii Tymek stwierdził, że nie przepada za swoim pokojem, ba nie lubi całego domu, ale już najbardziej nie cierpi nowej klasy i kolegów. Zadzierali nosa i przedrzeźniali go, wołali na niego "Pumba". To zapewne w nawiązaniu do imienia z bajki "Król Lew", choć tamten zwierzak miał na imię Tymon, a nie Tymoteusz. Z każdym dniem czuł się coraz bardziej obco i dopiero w Kostku odnalazł przyjazną duszę, a właściwie to Kostek odnalazł jego. Chodził do którejś ze starszych klas, Tymoteusz nie wiedział do której, bo nie rozmawiali ze sobą o szkole. Na jednej z przerw podszedł do niego, usiadł obok i milczał. Na następnej zrobił to samo, jednak po chwili spokojnie powiedział: też czuję się tu obcy. To jedno zdanie przesądziło, że wydał się bliski. Był dziwny. Tak, Tymoteusz bardzo dobrze wiedział, że nowy kolega jest dziwny. Potrafił czasem nie odzywać się przez wiele godzin, a mimo to nie nudziło im się. Jeszcze jedną rzecz zauważył u nowego kolegi - lubił ich dom. Uwielbiał przesiadywać w pokoju Tymoteusza, a najbardziej w ogrodzie - na jego skraju, tam gdzie przechodził w zdziczały sad. Było tam miejsce porosłe chwastami, w którym zbierała się woda po deszczu, a obok leżały trzy wielkie kamienie. Mama kilkakrotnie prosiła tatę, aby wydobył je stamtąd i wywiózł, jednak zawsze znajdowały się ważniejsze sprawy do załatwienia. Konstanty siadywał na największym z głazów i grzebiąc patykiem w kałuży wpatrywał się w milczeniu w błoto. Tymoteusza drażniło to na początku znajomości.
- Czego tam szukasz? To przecież tylko błoto.
Z czasem jednak przywykł do dziwnych zachowań kolegi. Siadał obok, na najmniejszym z kamieni i w oczekiwaniu wpadał w dziwny stan odrętwienia. Jednego razu sprawdził czas i stwierdził, iż przesiedział tak prawie dwie godziny.
- Co cię tak interesuje w tym błocie? - spytał Konstantego.
- Lubię - krótko skwitował tamten.
Raz przywędrowała do nich Julka. Stała zdziwiona patrząc na siedzących w bezruchu chłopców i kiwając głową stwierdziła z obrzydzeniem w głosie:
- Dziwadła...
- Co tam robiliście w ogrodzie? - spytała potem Tymoteusza, gdy siedzieli sami w kuchni po obiedzie.
- Nic.
- Nic? Jak kurde, można "nic" robić przez bitą godzinę? Siedzieliście jak dwa dupki na kamieniach i robiliście "nic"?
- Tak.
- Nooo, robisz się równie rozmowny jak twój kumpel i równie jak on pokręcony.
Weszła mama z małym Patrykiem na ręku.
- Wiesz mamuś, Tymek i ten jego dziwaczny kolega to już całkiem ześwirowali.
- Julia, proszę cię, przestań.
- Dobra mamuś, ale słuchaj, czy to normalne? Patrzę przez okno i widzę, że Tymek z tym drugim siedzą w ogrodzie. No dobra, myślę, siedzą to siedzą, co mi do tego... ale patrzę za jakieś pół godziny, a oni wciąż tam siedzą nie ruszając się. Dziwne, kombinuję i idę sprawdzić, a ci kosmici siedzą na kamieniach i grzebią w błocie jak maleńkie dzieci. Normalnie masakra!
- Nie grzebałem - oburzył się chłopiec.
- To co robiłeś?
- Nic.
- No właśnie! Widzisz mamuś? - wykrzyknęła z triumfem w głosie Julka - Sama powiedz jak można siedzieć godzinę i nic nie robić?
- No moja panno, ja tobie też często zadaję to pytanie.
- Ale mamo, to nie o takie "nicnierobienie" chodzi. On siedział jak jakaś kukła na kamieniu i kompletnie nic nie robił.
- Tymek? - Olga zwróciła się do chłopca - Co tak naprawdę robiliście w ogrodzie z Konstantym.
Tymoteusz przez chwilę zastanawiał się. Chciał powiedzieć mamie, o tym, że czasami siedzi tam długo i nie wie co się z nim dzieje. Chciał opowiedzieć o dziwnym stanie odrętwienia i o tym , jak czas wtedy inaczej biegnie. Jednak, spojrzał na Julię i stwierdził, iż nie ma nic do powiedzenia.
- Tymek?
- Czy mogę już iść do swojego pokoju?
Mama westchnęła, ponieważ jednak mały Patryk wiercił się na jej rękach i uniemożliwiał dalszą dyskusję, z rezygnacją z głosie odpowiedziała:
- Idź, później porozmawiamy i powiedz swojemu koledze, że z nim też chciałabym zamienić kilka słów.


Zimno mi w dłonie. Odrywam je od szyby i przez chwilę się intensywnie w nie wpatruję. Są jakieś dziwne, jakby nie moje, obce. Odrywam wzrok, rozglądam się, jestem znów w tym pokoju. Błysk w oknie przyciąga moje spojrzenie, wpatruję się w ciemną taflę. Niepokój narasta. "Chodź" coś we mnie woła. Tam, za oknem. Gdzie? Nie, proszę. Nie chcę!