Na szczycie góry krętej tuż po słońca wschodzie
Idziesz obok mnie i to nie jako przechodzeń
Trzymasz mnie za rękę odwijasz uśmiech z boku
Opierasz twarz o ramię - nienawidzę zmroku
Serca biją równy zarys roztkliwione Twoim ciepłem
Nie obwiniam Cię o głupstwa one moim piekłem
Odkładany szept na później moje usta na Twym czole
Pokochałem Cię stanowczo choć Ty wierzysz w to z mozołem
"Wchodząc do rodzinnego domu nie zapomnij że drzwi również można zamknąć"