Muito obrigado Liszboa
Krótko, bo krótko ale fundowanej okazji nie zagląda się w zęby... czy jakoś tak :) Na tydzień pojechałam do Lizbony. Postanowiłam odpocząć. Dwa dni na plaży Quincho, leżenie plackiem i nicnierobienie. Wystarczyło. Normalnie nie potrafię trwać dłużej w takim stanie. Poza tym szkoda być w takim miejscu i nic nie zwiedzić, zobaczyć, posłuchać, zjeść i wypić. Więc zaczęliśmy inaczej nieco modelować kolejne dni. Zaczęliśmy od spacerów po Lizbonie ale to nie jest takie łatwe. Położona na wzgórzach zmusza to ciągłych wspinaczek i ostrych zjazdów w dół. Straszne stromizny i trochę męczące. Więc za 20 euro wykupiliśmy jazdę słynnym tramwajem. Wskakujesz i wyskakujesz kiedy chcesz, zwiedzasz, oglądasz i znowu wskakujesz i tak możesz przez 24 godziny. Potem bilet jest już nie ważny. Każdego wieczora wybieraliśmy inny lokal by skosztować tutejsze specjały - oczywiście ryby i owoce morza. Odradzam grillowaną makrelę (bo przyrządzają niepatroszoną - fuj) polecam krewetki w sosie maślano-czosnkowym. Wino do kolacji i po (bardzo tanie i smaczne ale ja koneserem nie jestem więc to już na własną odpowiedzialność) . Zabieraliśmy flaszkę i ruszaliśmy na taras widokowy na panoramę miasta o zachodzie słońca - piękny widok na jedyny ale ogromny most i Cristo Rei po drugiej stronie Tagu. W wielu miejscach grają i śpiewają fado - bardzo miłe klimaty. Jeden wieczór spędziliśmy na klifach w okolicy Boca Inferno w Cascais. Z otwartą buzią zwiedzałam klasztor hieronimitów w Belem (dzielnicy Lizbony) a następnie przeskoczyliśmy kilka wieków i wylądowaliśmy w nowoczesnym MAATcie. Akurat w tym czasie kwitły jacarandy - drzewa o fioletowych kwiatach i pięknym zapachu. Codziennie do kawki zajadałam się pastele de nata (francuskie ciastko z kremem budyniowym) ale też jako ciekawostkę skosztowałam ciastko rybne z owczym serem w środku - pychota serwowana na ciepło z obowiązkowym kieliszeczkiem porto. Wiele kamienic udekorowanych jest pięknymi i niepowtarzalnymi mozaikami ale nowe budynki i i całe osiedla buduje się już 'po europejsku' - jadąc na lotnisko miałam wrażenie jakbym jechała przez Ursynów - takie normalne blokowisko, nic portugalskiego.