Agent_Centrali_Rybnej

 
Присоединился: 26.10.2016
Kiedy rybkę sobie zjecie, wnet się lepiej poczujecie!
новый уровень: 
очков нужно: 58

Wandal zniszczył mi samochód

Witam. Jestem bardzo zdenerwowany dzisiaj, aż mnie nosi. Wczoraj przygotowywałem mój samochód do wyjazdu na Święto Zmarłych do Gąsek. Część mojej rodziny leży tam na cmentarzu. Pomyślałem, że warto umyć mojego Oltcita żeby wjechać tam w środę jak boss a nie jak jakiś szmaciarz. W końcu zbiera się na cmentarzach masa ludzi i trzeba wyglądać porządnie. Zostawiłem samochód na noc na ulicy gdyż wcześniej pojeździłem sobie nim trochę. Chciałem po prostu sprawdzić czy nie ma jakichś usterek mechanicznych. Wstałem dzisiaj rano, patrzę a tam przebita jedna opona a na drzwiach napis sprayem „Mietek cuchnie rybami jak niemyty napletek”. No może faktycznie nie jestem w stanie codziennie się umyć bo łazienka non-stop zajęta a siostry się tam cały czas pudrują albo coś innego. To jednak nie znaczy, że trzeba niszczyć cudzą własność i obrażać. To już jest bardzo niesmaczny cios poniżej pasa. I co ja mam teraz zrobić do cholery jasnej? Na nową oponę na razie nie mam kasy a ta farba z drzwi jest jakby niezmywalna. Próbuję wszystkiego ale nie chce puścić. Człowiek chce raz na miesiąc gdzieś wyjechać samochodem a jakiś dureń go niszczy! Ja zbyt często nie mogę prowadzić samochodu, bo zazwyczaj mam podwyższony limit stężenia alkoholu we krwi. Akurat od dzisiaj do środy miałem nie pić żeby móc prowadzić Oltcita z rodziną a tu taka niespodzianka! No nic, trzeba będzie znowu jechać autobusem a te drzwi zamalować żeby nikt nie widział tego napisu. To już się stało i nic się z tym nie zrobi. Ja natomiast nie popuszczę temu wandalowi. Będę go szukał na własną rękę aż go znajdę. Wykopię go z najgłębszej nory. Kara będzie sroga, nie skończy się tylko na ostrzeżeniu i odszkodowaniu. Powykręcam mu przeszczepy a kulasy z pupy powyrywam tak żeby pamiętał do końca życia i nigdy więcej tego nie zrobił ponownie. Mam do Was małą prośbę. Jeżeli macie np. Facebooka itp. proszę udostępnijcie tę informację o wandalu w Kołobrzegu. Razem będzie łatwiej go odszukać. Ja jestem osobą dobrze znaną i szanowaną w moim mieście więc myślę, że jak ludzie puszczą taką informację to wandal szybko się znajdzie. Z góry wszystkim dziękuję za pomoc. Zdenerwowany Mietek.


Wycieczka na Rodos - wspomnienia z wakacji cz.2

A zaczęło się to tak. Z Centrali rybnej dostałem 100 złotych dodatku do pensji na tzw. „wczasy pod gruszą”. Pomyślałem więc, że warto byłoby gdzieś w tym roku wyjechać. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że fajnie byłoby wyjechać na Rodos. Wziąłem rower i pojechałem, a że nie było daleko więc po kilkunastu minutach już byłem na miejscu. Rodos jak sam skrót nazwy wskazuje to „Rodzinne ogródki działkowe ogrodzone siatką” w Kołobrzegu. Chciałem miło i w końcu w odosobnieniu spędzić ten czas. Mamy w Kołobrzegu taką małą działeczkę z altanką gdzie czasem wyjeżdżam się wyciszyć. No więc miałem stówkę na zakupy, pomyślałem – na tydzień mi wystarczy. Kupiłem za to 15 nalewek wiśniowych, 10 jajek, chleb i kilogram kiełbasy śląskiej. Dodatkowo z centrali rybnej wziąłem kilogram wędzonej makreli. Siedziałem tam w odosobnieniu, jadłem, piłem i po trzech dniach zauważyłem, że skończył mi się prowiant. Miało być na tydzień a wystarczyło tylko na 3 dni! No ale jak człowiek nie ma co robić to siedzi, pije i je. Czwartego dnia wieczorem już byłem bardzo głodny i spragniony. Może nawet pić mi się chciało bardziej niż jeść. Wyszedłem w półmroku w poszukiwaniu jedzenia. Chciałem po prostu, wstyd się przyznać, coś ukraść do jedzenia. U mnie na działce rośnie tylko trawa, nie mam głowy do sadzenia warzyw, owoców itp. Poszedłem kilkaset metrów przed siebie i znalazłem piękne drzewa na których rosły gruszki i śliwki. Nazrywałem sobie cały plecak tych owoców. Przy furtce do działki obok zauważyłem ślad po defekacji, ospermione stringi oraz zbitą butelkę. Podszedłem bliżej i usłyszałem głośne słowa i jęki horoszo, horoszo i dawaj, dawaj!!! (хорошо, хорошо, давай, давай!!!). Później okazało się, że były to dwie Ukrainki, na co dzień sprzątaczki w pewnym hotelu w Kołobrzegu dorabiające sobie nocami oraz w weekendy jako tzw. kobiety lekkich obyczajów. Prowadziły one na działkach nielegalnie usługi dla ludności. Kiedy wyszli już stamtąd petenci ja wszedłem i zapoznałem się z tymi paniami. Okazały się być bardzo miłe i ładne jak również bardzo niemoralne, co akurat w tym fachu można uznać za zaletę oraz atut. Miałem te szczęście, że akurat przeciekał im dach a ja bez wahania podjąłem się tej naprawy. Zostałem u nich później jeszcze dwa dni, jadłem, piłem, balowałem a jako zapłatę za naprawę dachu nie przyjąłem pieniędzy tylko inne czynności o których nie chcę się tu teraz rozpisywać gdyż nawet dzieci w przedszkolu wiedzą co takie panie potrafią. Tak właśnie minęły mi wakacje na Rodos a piękne wspomnienia pozostaną do końca życia!


Pielgrzymka do Częstochowy - wspomnienie z wakacji

Skończyły się wakacje, zaczęła się jesień a ja chciałbym podzielić się z Wami moimi wspomnieniami. Ostatnie wakacje były dla mnie bardzo udane w doznania dla ciała i ducha. Z okazji 300-lecia Koronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej wybrałem się nawet po raz pierwszy na pielgrzymkę. Powiem szczerze, że nie wiedziałem czego się spodziewać ale z opowieści znajomych dowiedziałem się że może być ciekawie. Od księdza w Kołobrzegu dowiedziałem się żeby wziąć ze sobą biblię, różaniec, przybory toaletowe, ubrania na zmianę itp. Dodatkowo znajomy poinstruował mnie, że warto mieć ze sobą jakiś mocny alkohol oraz prezerwatywy. Kupiłem więc wszystkie te rzeczy, 1 litr spirytusu oraz pudełko wazeliny technicznej. Zaopatrzony więc byłem na wszelkie ewentualności. XXXV piesza pielgrzymka diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej rozpoczęła się 1 sierpnia w Skrzatuszu niedaleko Wałcza. Do tej miejscowości dojechaliśmy autokarami i właśnie tam nasza pielgrzymka oficjalnie rozpoczęła się uroczystą mszą świętą. Tam też dołączyli do nas pielgrzymi z innych diecezji północnej Polski. W pierwszy dzień dotarliśmy do Piły gdzie nocowaliśmy. W trzecim dniu pielgrzymki poznałem panią Irenę, 64 letnią emerytkę, członkinię Koła Gospodyń Wiejskich z Białośliwia. Do końca pielgrzymki szedłem z tą panią ramię w ramię a jej cudowny głos podczas śpiewu zapamiętam do końca życia. Można go było przyrównać tylko do śpiewu jej imienniczki pani Ireny Santor. Już po szóstym dniu zbliżyliśmy się bardzo do siebie aczkolwiek dojście do pewnych spraw było rzeczą wręcz niemożliwą gdyż pani ta była praktykującą, zagorzałą katoliczką. Na szczęście zadziałał mój urok osobisty, chwyciło się tu i tam i już po tygodniu pani Irena otworzyła się przede mną. W gruncie rzeczy okazała się osobą nieśmiałą aczkolwiek bardzo święto(je)bliwą. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie zagrała melodii zaklinaczy węży na mym flecie tak dobrze jak pani Irenka. Naprawdę cudownie spędziłem czas na pielgrzymce w jej towarzystwie. Do Częstochowy dotarliśmy 13 sierpnia a radosny śpiew rozbrzmiewał jeszcze długo z jasnogórskich błoni. Te 2 tygodnie uważam za bardzo udane i każdemu z czystym sumieniem mogę polecić pójście na taką pielgrzymkę. Ja już zarezerwowałem sobie miejsce na przyszły rok i na pewno będę częstszym gościem w przyszłości. Przeżycia cielesne i duchowe w połączeniu z odrobiną alkoholu były tam bezcenne i co najważniejsze darmowe. Niech Bóg obdarzy swym błogosławieństwem wszystkich ludzi dobrej woli, którzy pomagali mnie jak również innym pielgrzymom w trakcie pielgrzymki. Szczęść Boże i do przyszłego roku!


Działo się po koncercie!

Jak pewnie wiecie tydzień temu w Kołobrzegu odbył się koncert Przebojowe Lato Radia Zet i Polsatu. No więc nie mogło tam mnie zabraknąć. Wziąłem dwóch kumpli i poszliśmy tam już z samego rana żeby mieć miejsca przy scenie. Już w trakcie koncertu zdarzył się niewielki incydent. Jeden z moich kolegów dotknął nogi przechodzącej na scenie obok nas Sarsy, która właśnie śpiewała. Piosenkarka nie zrobiła sobie nic z tego i dalej śpiewała natomiast ochrona zareagowała bardzo szybko. Wzięli kolegę na bok i obili mu ryj oraz zrobili z dupy Forsowanie Odry Wałem Pomorskim. Nie minęło wiele czasu i ambulans zabrał kolegę do szpitala. My z drugim kolegą widząc to byliśmy już grzeczni aż do końca koncertu. Bawiliśmy się szampańsko. Po koncercie poszliśmy do różnych artystów po autografy. Widzieliśmy też tego Szweda, zwycięzcę Eurowizji dwa lata temu i poprosiliśmy o autograf. Mans Zelmer bo o nim mowa wydał się w porządku gościem. Dał nam autografy bez problemu więc my z delikatną nutką niepewności zapytaliśmy go czy może chciałby się zabawić w Kołobrzegu. On bardzo chętnie na to przystał tylko zastrzegł, że bez bab, bo już ma ich dosyć. Po prostu fanki nie dają mu żyć. Od razu zapowiedział, że chciałby przeżyć męską przygodę. Mans się przebrał i wziął też z garderoby szampana Ruinart, którego chciał wypić po koncercie. Poszliśmy więc z kolegą i Mansem do pobliskiego parku. Usiedliśmy na ławeczce i spożyliśmy tego szampana z kubeczków z toastem „za przyjaźń polsko-szwedzką”. Jak wiadomo alkoholu była niewystarczająca ilość więc poszliśmy do sklepu po nowe zapasy. Kupiliśmy kilka nalewek takich jak Dzban leśny, Cavalier wiśnia oraz Lipa z miodem. W trakcie degustacji Mansowi bardzo zasmakowały te trunki. Zachwalał smak, moc jak również ceny alkoholu w Polsce. Żałował, że tak nie ma w Szwecji. Było już dobrze po północy a my poszliśmy na Orlen wypić jeszcze kilka piwek. Kupiliśmy po dwa Harnasie na głowę i wypiliśmy w pobliżu stacji. Zdziwił się i nie mógł się nachwalić, że piwo w Polsce ma 6%. Nie to, co te szwedzkie 3,5% sikacze o smaku wody. Mans po tym już się ledwo trzymał na nogach, my z kumplem zresztą też nie byliśmy gorsi. Mans poprosił nas byśmy zamówili mu taksówkę, bo już się potykał o własne nogi. Taksówka przyjechała, my też wsiedliśmy i obraliśmy kurs na Hotel Aquarius Spa, gdzie Szwed miał spędzić noc po koncercie. Po chwili jazdy Mans nie wytrzymał i puścił potężnego pawia, tak że leciało mu nawet nosem. Zarzygał prawą rękę i nogę kierowcy oraz część głowy nie mówiąc o samochodzie. To był istny armageddon. Taksówkarz zaczął wyzywać i chciał dzwonić po policję. Widząc to wyciągnęliśmy z kieszeni Mansa 1000 koron szwedzkich i wręczyliśmy taksówkarzowi aby załagodzić sytuację. On stwierdził że mało i że dzwoni pod 997. Nie wiedzieliśmy co robić więc zaproponowałem, że doniosę mu dodatkowo jutro na postój taksówek 5 kg mrożonych filetów z mintaja żeby tylko nie robił z tego sensacji. Na szczęście taksówkarz się na to zgodził a Mans poszedł spać. My z kolegą też rozeszliśmy się do domów na konkretnej fazie i tak minęła nam zeszła niedziela oraz noc.  


Ciekawa przygoda nad Bałtykiem

Czołem wilki morskie! Jak wiadomo mamy weekend, sezon letni już rozpoczęty. Nie pozostaje nam nic innego jak woda i plaża. Przedwczoraj popołudniu wyszedłem z kolegą na plażę w Kołobrzegu celem poopalania się, kąpania i picia alkoholu. Kupiliśmy po 4 Komandosy strong zielone na głowę i było bardzo fajnie. Nic ponad Komandosa – jest to według mnie najlepszy siarkofrut w Polsce! Ja dodatkowo kupiłem tydzień temu w Biedronce pływającą wyspę – kaczkę. Ostatnio zrobiła się moda na te pływające wyspy więc też chciałem taką mieć. Po dwóch winach ją nadmuchałem i prawie zemdlałem. Póżniej naszła nas mała głupawka żeby pozjeżdżać na nieczynnej, plażowej zjeżdżalni. Już byliśmy dobrze wcięci i zjeżdżaliśmy w samych majtach na sucho. Wiecie chyba co to oznacza, dziury w majtach i poraniony naskórek na zadku. Naprawdę po kilku takich zjazdach na sucho dupsko pali niemiłosiernie! Po wypiciu ostatniego Komandosa naszła nas ochota na kąpanie. Ja wziąłem moją pływającą wyspę – kaczkę a kolega pływał niedaleko żabką. Już się ściemniało i w pewnej chwili poczułem swego rodzaju błogostan tak, że oczy zamknęły mi się same. Pewnie to od spożytego wcześniej alkoholu jak również utraty znacznej ilości powietrza z płuc w celu wcześniejszego nadmuchania tej kaczki. A więc zasnąłem i obudziłem się wczoraj nad ranem. Otworzyłem oczy, patrzę a do lądu jakiś kilometr! Byłem bardzo głodny więc jak najszybciej chciałem dopłynąć do plaży i iść do domu. Dopłynąłem i okazało się że nie jestem w Kołobrzegu tylko na Bornholm w Danii! Byłem w szoku, przez 12 godzin prądy morskie zniosły mnie o 100 kilometrów! Ostatni raz podobna sytuacja zdarzyła mi się jakieś 11 lat temu. Wypiłem znaczną ilość alkoholu i poszedłem wieczorem popływać na dętce od Ursusa. Przysnąłem i obudziły mnie światła kutra rybackiego przepływającego obok. Na szczęście była to jednostka mojego wujka Zdzisia, który właśnie był na połowach. Zabrał mnie w nocy na kuter i uratował a ja już byłem 30 kilometrów od brzegu! Jak sami widzicie nawet tak niebezpieczna przygoda mnie niczego nie nauczyła. A więc teraz piszę do was z Danii. Wczoraj rano gdy dopłynąłem do brzegów Bornholmu straż graniczna już czekała na mnie. Ja w samych dziurawych majtach, bez dokumentów, bez niczego więc Duńczycy pomyśleli od razu, że jestem uchodźcą. Zawieźli mnie wczoraj do ośrodka dla uchodźców i nakarmili. Wytłumaczyłem im, że jestem Polakiem więc przysłali do mnie tłumacza. Opowiedziałem całą historię tłumaczowi, że nie jestem uchodźcą itp. więc straż graniczna przewiozła mnie dzisiaj rano do honorowego Konsulatu Polski w Rønne. Dostałem tutaj koszulkę i klapki i właśnie stąd teraz do was piszę. Nie mogę teraz wrócić do Polski gdyż nie mam żadnych dokumentów. Czekam na paszport tymczasowy żebym mógł kupić bilet na prom do Kołobrzegu. Konsul powiedział, że może pojutrze dostanę ten paszport więc muszę tutaj czekać. No i będę musiał pożyczyć od nich pieniądze na bilet. W innym przypadku się stąd nie wydostanę. Na szczęście udostępnili mi tutaj internet i mogę napisać teraz do was i do rodziny. Pozdrawiam. Mieczysław Wypych. Dania/Bornholm/Rønne 02.07.2017