"Efekt pierwszego wzięcia kokainy całkowicie mnie zaskoczył. Gdyby ktoś mnie uprzedził, że po chwilach niebiańskiego uniesienia, ba, ekstazy kosmicznej będę marzyła jedynie o całkowitym unicestwieniu każdej myśli, ruchu, każdej żywej czastki mej istoty. Jakże obrzydliwy staje się własny mózg z pokładami pamięci, rozkołysanymi emocjami...
Brałam kokainę w pewnych odstępach czasu lecz systematycznie jak lek zapisany przez zaufanego lekarza. Później tańczyłam ponad miastem, w tanecznych podmuchach wiatru, wirowałam obok przechodniów, wpadałam na witryny sklepów roztrzaskując szyby wystaw... Pokonywałam ciszę przestworzy mówiłam, nawoływałam, śpiewałam, krzykiem budziłam śpiących, domagałam się miłości. Po przebiciu się przez chmury spadałam w ramiona nieznajomych mężczyzn.
W ciągu dnia odkrywałam siebie po raz trzysta osiemdziesiąty szósty. Kokaina przestawała działać nagle i dreszcze dopadały mnie gwałtownie. To rzeczywistośc biła mnie po całym ciele. Potrafiłam być niewidzialna...
A dawki kokainy rosły... Miałam ulubiony hotel gdzie mężczyźni czekali na mnie co wieczór, lubiący coolsex. Traktowali mnie zawsze z wyższością wręcz pogardliwie jako najgorszy gatunek dziwki. Wszak "szpryca" zrobi wszystko by zdobyć pieniądze na narkotyk..."