anabell7

 
připojena: 15.07.2010
A ponieważ Bóg ją stworzył a szatan opętał jest odtąd na wieki i grzeszna i święta....
Body107více
Další úroveň: 
Bodů zapotřebí: 93

Rekonstrukcja

z upodobaniem kładziesz zaciśniętą  linię ust
na słowach wciąż niewypowiedzianych
nieśmiałym gestem przygarniasz ciepło
leniwie pełgające pod sennością powiek
cykliczność przemijania odliczasz ilością barykad
tworzonych z tłumionych uderzeń serca

/maskowanych narcystyczną bezczelnością/

budując  od nowa swoja tożsamość
zatracasz się w odczuciu pragnienia wolności
żarliwość oddechu znaczonego kłamstwem
bez namysłu skazujesz na obumarcie

a jednak wciąż szukasz siebie
w odpowiedziach milczenia


Tak po prostu

 

znowu powitasz mnie banalnym muśnięciem

warg pytających o samopoczucie

niecierpliwym dotykiem obudzisz

wrażliwość skóry skazanej na bezsilność

wstydliwie ukryjesz drżenie głosu

i swój wzrok lśniący wilgocią

a ja szepnę z kocim zadowoleniem -

rozbierz mnie na części i zabierz ze sobą

tworząc od nowa moją codzienność


Stan nieważkości

wciąż słyszysz sny marzyciela
miarowe niczym oddech dziecka
mantrą nazywasz tych kilka epizodów
pospiesznie sklejonych z pseudoporozumienia

dysharmonia normalności  osacza każdą
wiadomość zapisaną na wyciągniętej dłoni
nawet dźwięk dzwonka brzmi zbyt wulgarnie
gdy przychodzi Idylla

w zderzeniu z przewrotną egzaltacją
pozostanę nienazwana


Rekonstrukcja oczywistości


staram się objąć słowem

myśli cicho zalegające między półkulami

nie umiem już chyba tworzyć obrazów

pełnych metafizycznego uniesienia

idealnie dopasowanych do łagodnych

uwypukleń dnia codziennego

skonkretyzowane falstartem obietnice

układam luźnym stosem w koszu

wiem że archiwizacja głupoty

jest bezsensowna

i tak banalnie

zmieniam pióro

nowe już nie krwawi


Desperatka

wciąż się modlę zdławionym szeptem

o krzykliwe myśli wczorajszych snów

kolorowych niczym urojenia psychoanalityka

 

chowam w obłąkaną podświadomość

dwa obowiązkowo dźwięczne słowa

których melodii już nikt nie pamięta

 

obumieram upijając się własną śliną

zdrętwiałymi palcami odpukuję w niemalowane

i desperacko podgrzewam tężejącą krew