Gdyby czas płynął w druga stronę to byłoby tak pięknie... Zaczyna sie od
tego, ze kilku gości przynosi cię w skrzyneczce i oczywiście od razu
trafiasz na imprezę. Żyjesz sobie spokojnie jako starzec w domku. Stajesz
sie coraz młodszy. Pewnego dnia dostajesz odprawę w postaci grubszej gotówki
i idziesz do pracy. He! Pracujesz jakieś 40 lat i poznajesz uroki życia.
Zaczynasz pić coraz więcej alkoholu, coraz częściej chodzisz na imprezy no i
coraz częściej uprawiasz seks. Jak już masz to opanowane, jesteś gotów żeby
trafić na studia. Potem idziesz do szkoły. Coraz mniej od ciebie
wymagają,masz coraz więcej czasu na zabawę. Robisz sie coraz mniejszy, aż
trafiasz do... hmm, gdzie pływasz sobie przez 9 miesięcy wsłuchując sie w
uspokajający rytm bicia serca. A potem nagle Bęc!! Twoje życie kończy sie
orgazmem.
Niektórzy mają jednak zdanie odmienne:
Najpierw kilku gości przynosi Cię w skrzyneczce na imprezę która właśnie się
skończyła. Jak z niej wstaniesz do wszystkie kości Cię bolą, w nocy
reumatyzm nie daje Ci spać (zresztą i tak przesypiasz 2-3 godziny i nie masz
co ze sobą zrobić). Co prawda dostajesz jakieś grosze, które ktoś nazwał
emeryturą ale nawet jak miałbyś siłę coś z nimi zrobić to i tak zawsze
znajdzie się wnuczek/wnuczka/córka/syn/inny krewny którzy akurat się budują
i bardzo przydało by im się parę groszy. Kiedy już dostaniesz małą odprawkę
i poczujesz się cokolwiek lepiej okazuje się, że musisz zapieprzać do pracy.
Na początku jest fajnie bo jesteś dyrektorem i w sumie się nie wysilasz ale
potem z upływem lat degradują Cię aż w najlepszym przypadku stajesz się
fachowcem od obsługi ksero i ekspresu do kawy. Zaczyna Ci totalnie
doskwierać brak kasy. W akademiku przekonujesz się, że 3 osoby mogą mieszkać
przez 5 lat na 10 metrach kwadratowych a im niższy semestr tym większych
bzdur się uczysz. Kiedy z radością przechodzisz do szkoły średniej (koniec z
akademikiem i tymi głąbami profesorami) okazuje się, że nie wolno Ci pić ani
palić. Jesteś napalony jak cholera ale rozładować się możesz co najwyżej
jeśli pani w kiosku ma humor i nie zapyta o dowodzik kiedy kupujesz kolejny
numer Catsa. W podstawówce wszyscy traktują Cię jak dziecko a Twoje życie
towarzyskie ogranicza się do piaskownicy i wspólnego oglądania dobranocek w
soboty. Po jakimś czasie nikt ani cholery nie może zrozumieć co mówisz i
wszyscy uśmiechają się do Ciebie, ściskają za policzki ("o jakie ładne
dziecko"). Zaczynasz srać w gacie. Mamusia wmusza w Ciebie jakieś chuj wie
co z marchewki, jabłuszka i innych gówien. Wreszcie nie możesz nawet chodzić
a ponieważ ze złości wszystko psujesz rodzice zostawiają Cię w klatce uroczo
nazwanej łóżeczkiem. Na koniec szczepią Cię na wszystko co możliwe i
wrzucają do ... hmm, gdzie przez 9 miesięcy czekasz w samotności na swój
koniec..