Zawzięty w swoim postanowieniu Fredek, by nie odezwać się do mnie, do końca życia, siadł na kanapie i błądził wzrokiem po pokoju , w którym panował tak wielki nieład, jak by nie sprzątano tak kilka a nawet kilkadziesiąt lat. Stare butelki z ubiegłotygodniowej libacji z wiewiórka walały się po ziemi, popielniczka pełna petów leżała niczyja, a stos starych gazet z programem telewizyjnym już dawno oszromił gęsty kurz.. Chwycił Ferdek najnowsze wydanie TV Lasu i z zawziętą miną zaczął przeglądać zapowiedzi na dziś. Wytrwale wertując kartki znalazł pozycję dla siebie, już za chwile miał zacząć się najnowszy film z Chuckiem Nornicą, a zaraz potem na akranie telewizora miała pojawić się Pantera Anderson w swojej najlepszej roli.. Fredek wynurzył nos z za gazety w poszukiwaniu pilota, błądząc wzrokiem po szafkach i szafeczka natknął się na półkę TV , poczerwieniał , potem pobladł i przez wpół zaciśnięte zęby wycedził srogo.
-Kuffa , co to jest?
Wstał z kanapy nie dowierzając własnym oczom, stanął przed zakurzonym telewizorem i puścił przepiękną wiązankę, słowa niczym ballada płynęły mu prosto z ust, tak gładko i tak obficie, że pozwolę sobie nie cytować tych słów, z uwagi na cenzurę. Nie, no nie będę kłamać, po prostu się wstydzę za niego.. Gdy skończył , mocno klepnął w telewizor, który niespodziewanie się włączył, a potem z jeszcze większą złością w głosie powiedział..
-Ja pitole, mamy XXI wiek, erę plazmówek, a ten głąb niedopikolony mi tu rubina postawił, do tego czarnobiałego..
Wyraźnie niezadowolony Fredek, uderzył jeszcze raz w Tv , który się wyłączył, wrócił na kanapę i siadł, po raz kolejny błądził bezsensownie wzrokiem po pokoju, aż na stole dostrzegł coś co nadało sensu obecnej chwili. Krzyżówki. Fredek był wyjątkowym fascynata szarad, mógł by spędzać nad nimi całe dnie i całe noce.. Z wielkim uśmiechem na twarzy wstał i podążył dumnym krokiem w stronę stołu. Miał nadzieje na wybawienie z nudy. Jednak na próżno. Ledwo co przeczytał pierwsze hasło, mina mu zrzedła, oczy poszarzały, a z krtani znów wydobyło się dźwięczne.
-Kuffa, co a jełop, no żeby coś takiego mi robić..
Krzyżówki okazały się wyjątkowo łatwe, było to wydanie dla dzieci od 2 do 5 lat. Do małego Fredkowego móżdżku zaczęło wreszcie docierać , że z pełną perfidią robię mu nazłość. Jednak nieugięty w swoim postanowieniu nadal milczał jak grób, starał się nawet o mnie nie myśleć, ale głowę zaprzątały mu wizję tego co najchętniej teraz by mi wygarnął. Oj nie czyste miał on myśli, na tyle że nów zaasekuruję się cenzurą i pominę to.
Siedział Fredek na kanapie nudząc się okropnie, po kilku godzinach zaczął rozważać złamanie postanowienia, ale twarda tchórzofretkowa natura nie pozwalała mu na to. Czas ciągnął się nieubłaganie , aż w końcu , tuż przed godziną 13 do drzwi zadzwonił dzwonek. Fredek zafascynowany końcem nudy, zerwał się z miejsca i ile siły w małych nóżkach pobiegł otworzyć. W drzwiach ujrzał dobrego przyjaciela, przywitał go nade miar serdecznie i zaprosił do środka.. Łasica Kazik wszedł , przez chwile zawahał się czy ściągnąć buty , ale spojrzawszy na brudną podłogę , postanowił zostawić jeszcze trochę życia swoim śnieżnobiałym skarpetką.
-Witaj Fredku
-Jeju Kazik nawet nie wiesz jak się cieszę że wpadłeś. No ale właściwie co cię do mnie sprowadza?
-Dwa wróble Gienek i Heniek doniosły mi , a właściwie to doniosła sroka, której doniósł dzięcioł, który zaś usłyszał to od..
-Długo jeszcze, będziesz opowiadał kto komu powiedział, czy może powiesz wreszcie o co chodzi?
-No dobra, chodzą plotki że zwariowałeś, ześwirowałeś na maksa.Chodzisz po lesie i gadasz sam do siebie. Przyszedłem sprawdzić czy to prawda?
-Oj Kazik, a ile ty mnie znasz?
-No będzie jakieś 30 może trochę więcej lat.
-Czy ja kiedykolwiek wykazywałem oznaki że miał bym zwariować?
-A mam być szczery?
-Nie no dobra odpuść sobie. czego się napijesz?
-Dzięki, ale wpadłem tylko na chwile, wiesz zeszłej środy urodziły mi się czworaczki, mam taki zapierdziel w domu , że głowa mała..
-No tak tak , pamiętam. A jak się miewają maluchy i mama?
-A no dziękuje wszystko ok. Ale skoro u ciebie wszystko gra to ja będę leciał, żoncia z dzieciaczkami czeka..
Fredek znów został sam, ale nim zdążył dotrzeć do kanapy, do drzwi znów zadzwonił dzwonek. Tym razem była to myszka Basia, która też wpadła tylko na chwile, spytać co to za plotka chodzi. Potem kolejno przyszli jeszcze, żółw, żaba, królik, przyleciały trzy sroki i dwie jaskółki, lis, jeż i sowa, bóbr, dzik, sarna z jeleniem, kilka dzikich kotów i szop pracz .. Całe południe zbiegło Fredkowi na upewnianiu znajomych że na pewno nic mu nie jest, biegał od kanapy do drzwi chyba z pięćdziesiąt razy. W końcu zmęczony ciągłym tłumaczeniem wywiesił kartkę na drzwiach " nie ma mnie dla nikogo i nie będzie, ale nie martwcie się nic mi nie jest" Co jeszcze bardziej wzbudziło u leśnych przyjaciół niepokój o zdrowie Fredka. Biedak zmęczony położył się na kanapie i zasnął jak dziecko. Spał może 2 minuty kiedy to rozdzwonił się telefon, piskliwy alarm tak dokuczał Fredkowi że w końcu ze złością odgryzł kabel i znów się położył
A sen miał koszmarny, śniło mu się że zjada go wielki zły wilk, a potem że leci z wielkiej skały wprost na kaktusy, a jeszcze potem że porwała go zła wiedźma. W końcu koło godziny 3 w nocy , zerwał swoje postanowienie i przemówił do mnie.
-Dobra ty patafianie niemyty, wygrałeś.. A teraz daj mi pospać..
-Dobranoc Fredku, kolorowych snów. Odezwę się jutro..
KrowaMela
Fredek i goście
Fredek i wiewiórka
-Fredek, Fredzio , Freduziu, to znowu ja, twój ukochany narrator, przyszedłem ci trochę pokibicować, poczas zmagań, z ciężkim fredkowym życiem. [...] No gdzie się chowasz , wyłaź wreszcie. [...] Fredek?
-Cicho co się drzesz , na klopie siedziałem i zęby myłem, myślisz że tak prosto odglancować się w 15 minut?
-A po co ty się będziesz stroił, przecież tylko do wieriórki idziemy?!
-No a nóż po drodze spotkamy jakąś damę, zniewalającej urody. No trzeba się jakoś rezentować, co nie?
-Oj Fredek, nie dziś. Pakuj kuper w spodnie i idziemy..
-No dobra, dobra. [...] Która godzina?
-8:43. A co?
-Jak to 8:43, jak chwile temu była już 10. Przezież doskonale pamiętam jak wpatrywałem się bezsensownie w ten głupi zegarek. No chwile temu to było, nim poszedłem do łazienki. Ściemniasz cos koleś.
-Nie koleś, nie ściemnam. Poprostu zapomnaiłem wczoraj o tobie, a może bardziej pasowało by powiedzieć - nie chciało mi się pisać..
-Ej noooo, chwila, znaczy że siedziałem na klopie 22 godziny? Ty no przeież ja jestem żywą istotą, powinieneś zadbać troche o mnie jak już mnie stworzyłeś. A jak bym sobie odgnioty na tyłku porobił od tej zakichanej deski, przecież to mogło by boleć. Sadysta!!
-Oj tam , oj tam , jak zawsze panikujesz. Boli cię coś?
-Nie!
-Bardzo ci się bezemnie nudziło, a czas ciągnął się w nieskończoność?
-Nie!
-No to nie pinkol kolego , tylko nakładaj buty i idziemy
-No ale...
-Żadne mi tam ale!
Fredek z dość oburzoną miną i jakby przygaśnietym wewnętrznym ego, posłuchał i posłusznie ubrał buty, po czym, otworzył drzwi i ..
-Cholera, ale zimno..
-No wiesz , poczatkiem stycznia przeważnie jest zimno.
-Nie mogłęś umieścić tej akci w środku lata? Daj chociaż kurtkę..
-Wisi na wieszaku przy drzwiach, załóż i bądź wreszcie cicho..
Wrócił Fredek do domu, ubrał kurtkę, której kolor przypominał dorodną pomarańczę w fioletowe kropki.
-Koleś ażeś wybrał kolory, co ja pedzio , jestem? Czy może bardziej strach na wróble?
Zamknął drzwi i wyruszył w długą i męczącą podróż, do wiewiórki...
-Ej noo wiewiórka tuż za rogiem mieszka, jaka to długa i męcząca podróż, Ogarnij się i nie ściemniaj..
-Tak tak tuż za rogiem, ale co będzie po drodze, to już moja słodka tajemnica. Zaraz się przekonasz.
-Wrrr. Jak ja nie cierpię tajemnic. Dobra dawaj, tylko uważaj dopiero co postawiłem grzywkę na żelu.
Szedł sobie nasz bohater, silny podmuch wiatru buchał mu prosto w twarz, śnieg sypał niemiłosiernie prosto w oczy, a buty ślizgały się po tafli lodu, na przemian z grzęźnieciem w potężnych zaspach śniegu.. Krótka jak by się mogło zdawać przechadźka zaminiła się w istny koszmar.
Dwa wróble trzesące się z zimna, a dębowej bezlistnej gałęzi, bacznie przyglądały się Fredkowi. Wyglądał dziś wyjątkowo dziwacznie , w tej pomarańczowej kórtce, ale nawet wyśmiewcze spojrzenie małych leśnych ptaszków, nie ściągały mu uśmiechu z ust..
-Usta iii zamarsly!!
-Ups! Czyżbym przesadził z tym zminem?
Ni stąd ni z owąt, przed oczyma wyrósł mu złośliwy wilk, który akurat poszukiwał jakiegoś smacznego stworząka na śniadanie. W oczach Fredka pojawił się potężny strach. Jednak adrenalina która pobudziła przemarznięte do szpiku kości, dała takiego pawera w małe krótke nóżki, że gdyby mierzyć czas... Załoze się , pobił by światowy rekord Guinesa w sprincie z przeszkodami. Nie dane było mu dziś zginąć, pod ostrymi zębami Wilka Maurycego, który to stał się prawdziwą zmorą lasu, postrachem wszystkich małych stworzeń, ale nawet te wieksze i okazałe bały się złego mieszkańca lasu.
Już po chwili Fredek wpadł do dziupli wiewiórki, z jezykiem wywiesonym do pasa i sapiącym jak lokomotywa.. Nim zdążył wyjęknąć choćby najmniejszą głoskę, wiewiórka, a właściwie Wiewiór Bazyli przywitał go , bełkotliwie.
-Siema kolo. Co cię sprowadza w moje skromne progi? Fajna katana.. Normalnie coool!
Wiewiór Bazyli był dość osobliwą istotą, cięzko porównać go do jakiegokolwiek innego stworzenia żyjącego na całym wielkim świecie. Był dość towarzyski , ale przy tym bardzo milczący. Nosił zawsze długie rude włosy, przepasane kolorową opaską , najczęściej w kwiatki, albo paski.. Długie koralikowe naszyjniki zwisały mu z szyji, niezgrabnie kładąc się na równie kolorowej koszuli. Bazyli był mieszanką podstarzałego hipisa, ze skejtowską naturą.
Nim Fredek zdążył się odewać, Bazyli wypuścił kolejne zgrabne kólko z ust.. Fredek ujżał, przedziwny przyżąd stojący tuż przed wiewiórka. Pierwszy raz w życiu widział coś podobnego. Był to szklany dzbanek , do połowy wypełnione wodą, z długą szyjką, do której Bazyli przystawiał usta, po czym wypuszczał obfity dym. Dzban ten był finezyjnie ozdobiony w przedziwaczne wzorki..
-Bazyli mam do ciebie ważne pytanie? Ale co to właściwie jest?
Fredek z lekkim zarzenowaniem, wyciągnął krótką łapkę w stronę przedziwnego przyżądu..
-To fajka wodna, chcesz bucha?
-Nie dzieki, przychodzę do ciebie w dość delikatnej sprawie.
-No dawaj ziom, o co kaman?
-Pamiętasz tą ostatnią imprezkę u ciebie? Piliśmy jażebiaczek, przegryzając tymi grzybowymi czipsami z kory?
-Kolo takich rzeczy się nie zapomina. Ale była jazda, co nie?
-No była, była, ja do tej pory mam jazdę - jak to ująłeś. [...] Mam problem, po tej imprezie przypałętał się do mnie jakiś koleś, i zawraca tyłek, twierdzi że jest moim Bogiem, nie widzę go ale ciągle słyszę, masz coś podobnego, słyszałeś kiedyś o czymś takim?
-Stary , to jeszcze nic.. Ty słyszysz jakieś głosy, ale ja, ja to dobiero mam fajnie. Naprzykład wczoraj był u mnie sam Lis Preslej. Co za gość. Spędziliśmy długie godziny, na fascynującym , zniewalający, olśniewającym umysł.. no takim wiesz, zajębistym, normalnie zajeeeeeeeeeeeebistymn do szpiku kości milczeniu. Słuchając zajebistej nuty.
Fredek stał z dziwaczną miną, przysłuchując się niewiarygodnym opowieścią przyjaciela. Miał nadzieje znaleść u niego pomoc i rozwiązać problem namolnego narratora, a tym czasem, to wiewiór sam potrzebował pomocy. Chociaż z jego opowieści jasno wynikało, że towarzystwo wyimaginowanych postaci całkowicie mu odpowiada. Przezież Lis Preslej zmarł dano temu, choć niektóre niepotwierdzone żródła donoszą że nadal żyje..
-Ty a w zeszły czawrtek popijałem śliwowice z samym Bolesławem Długouchy , Chcesz posłuchać?
-Nie, no dzięki! Napewno było ciekawie.
Fredek stanowczo odmówił, spoglądając w przyćmione i jakby nieobecne oczy przyjaciele. Po czym grzecznie pożegnał się i wyszedł .
-Ty koleś , jesteś tu?
-No pewnie , cały czas.
-Ten Wiewiór ma jeszcze wieksze loty niż ja. Nic tu po mnie, wracamy do domu.
Fredek ruszył w drogę powrotną, jednakże dwa złośliwe wróble które uprzednio przyglądały się Fredkowi z zaciekawieniem, teraz zaszokowane monologiem, szybko zaczepotały skrzydłami i po kilku minutach już cały las wiedział że Fredek zwariował, że ma niewidzialnego przyjaciela. Tak o mnie chodzi. Fredek całą drogę powrotną próbował coś do mnie zagadać, jednak milczałem jak grub, z nadzieją że da sobie spokuj i nie narobi sobie więcej ociachu, w końcu nie wytrzymał i wykrzyknął
-Ty frajerze, no odezwij się do mnie
-Cicho przechodzisz własnie koło jaskini niedzwiedzia.
-A co mnie obchodzi jakiś wielki, zapchlony kudłaty dupek, który to myśli że zjadł wszyskie rozumy. Misiek słyszysz, mam cię w poważaniu, zapchlony kutafonie. Myśli że jak jest największy w lesie to mu wszystko wolno.
-Mrauuuuuuuuuu
Niedzwieć zamruczał srogo, aż się nogi ugieły pod Fredkiem. I znów dostał takiego pawera , że niemal po sękundzie był w domu.. Zdyszany i zziajany siadł na kanapie z obrażoną mino i tylko sapał
-Fredek wiesz co?
-A kuffa skąd nimy mam wiedzieć, Ty tu jesteś narratorem to mi powiedź. [...] Czemu nie odzywałeś się całą drogę?
-No bo widzisz Fredek, tylko ty mnie słyszysz. Jak chcesz zachować twarz w lesie i posostać tylko zwykłym dziwakiem to lepiej się z tym kryj. Inaczej wezmą cię za wariata, chorego na umyśle, podstarzałą tchórzofredkę..
-Ty tylko nie starą. Ale rychło w czas mi mówisz!!
Oburzył się Fredek, nie wiedząc że wróble jż zdąrzyły zrobić mu reklamę.
-Pięknie, teraz już wiem. Przez ciebie cały las weźnie mnie za wariata. Nie odezwę sie do ciebie do końca życia..
I tak też zrobił, do końca dnia mimo ciągłych mioch zaczepek nie wydusił z siebie ani słowa..
Fredek się oswaja
-Fredek , Fredek pobudka, wstawaj już , dziewiąta godzina wybija..
-Dobra dobra już wstaję. Tylko język od podniebienia odkleje..
-No nie mlaskaj już tyle tylko wstawaj..
-Nie uwierzysz co mi się śniło... (???) Ej zaraz zaraz, to ty mi się śniłeś. Cały wczorajszy dziń nie dawałeś mi spokoju!!! Ehh widocznie jeszcze się nie obudziłem. Ide spać nadal , dobranoc.
-Fredek ja ci się nie śnię, naprawdę tu jestm i z niecierpliwością, czekam aż wstaniesz.. Przeżyjemy dziś jakąś wielką przygodę, zwiedzimy cały świat, odryjemy coś nie odkrytego, albo odnajdziemy zaginiony piracki skarb. Wstawaj chłopie , noo dalej...
-Jajciu, a mamusia mówiła nie zadawaj się z wiewiórką.. Czego ona dolała do tego jażębiaczku..
-Ta sama mamusia którą wczoraj nazwałeś "starą wiedzmą"?
-Oj czepiasz się szczegółów , zresztą to było wczoraj.. [...] To stare pruchno musiało wykrakać, do tej pory brzęczą mi w usach jej słowa "pamiętaj synku, alkohol szkodzi zdrowiu i może uszkadzić mózg" [...] A może to wcale nie był jażębiaczek? Tak to musiały chrupki grzybowe! Chociaż może bardziej to skutek tych zielonych listków do palenia.. A z resztą co za różnica, zaraz i tak przestanę cię słyszeć..
Fredek wstał z łóżka , przeciągnął się leniwie, po czym ruszył do łazienki, w celu zaczerpnięcia łyka wody.. No dobra dużego łyka wody.. Nie, no, znów kłamię.. Wypił chyba ze dwa litry! Sam był zaskoczony że w jego kilkunasto metrowym ciele znalazło się aż tyle miejsca.. Głośno pierdnął, po czym bez ściągania piżamy wskoczył pod zimny prysznic. Spędził tam chyba z pół godziny, przyjemny szum wody działał kojąco na obolałą głowę i łamanie w kościach.. Nieco bardziej rześki wytaraskał się z wanny, chwycił paczkę paierosów, wyciągnął jednego i już miał odpalać zapałkę, kiedy to wypita woda dała znać o sobie.. Jednak nie tą stroną którą należało by, wydalił z siebie ogrom cieczy, pod sporym ciśnieniem, co samo w sobie nie było aż tak złe, w końcu suchota w ustach przestała aż tak bardzo doskwierać.
Po tym dość nieprzyjemnym rytuale, zapalił wreszcie papierosa, siadł w kuchni przy stole i głaszcząc się po obolałej skroni, próbował coś wymyślić. Jedak fakt że umysł był troche wczorajszy, nic a, nic, nie przychodziło mu do głowy.. W końcu zrezygnowany wstał z krze...
-Kuffa nadal go słyszę. No odpinkol się w końcu odemnie, co ja ci takiego zrobiłem, raz zaszalałem i co? To grzech? Nie uwolnie się od ciebie?? [...] Dobra wiem , pójdę do wiewiórki spytać jak ona się czuje, czy też ma zchizy jak ja?
-Idz, idz dobry pomysł!
- A pinkole, nie idę skoro ty tego chcesz. Będę robił ci na złość aż się nie odpinkolisz odemnie..
Siadł Fredek na kanapie i siedział. Siedział i siedział i siedział. Pomuro spoglądając na leniwe wskazówki zegara. Minęło zaledwie kilkanaście minut aż znudziło mu się wpatrywanie w tarczę budzika. Próbował zrobić tegą minę, ale bardziej wyglądał na skacowanego przygłupa, niż na zapawionego w uporze wojownika o wolność..
-Kuffa nadal go słuszę. Litości człowieku odpinkol się i daj mi dojść do siebie.. Będę tu siedział tak długo aż się nie znudzisz i sobie nie pójdziesz.
-Fredek zrozum, że cokolwiek zrobisz jest moją wolą, nie ważne jak bardzo byś chciał zrobić mi na przekór, to ja dyryguję teraz twoim życiem , jestem twoim narratorem i ja decyduję co będzie dalej. To moje opowiadanie a, ty co najwyżej możesz sobie palcem w bucie poszmerać i to też tylko jak ja ci na to pozwolę.
-Żyłem sobie nikomu nie wadząc, w moim skromnym domku, w ogromnym lesie, aż pybłąkał się taki ktoś jak ty i tyłek zawraca..
-Oj Fredek, nie rozumiesz że ja cię stworzyłem? Jesteś wytworem mojej wyobraźni i całe twoje dotychczasowe życie też. Doceń to co masz, że żyjesz. Gdybym się od ciebie odczepił to zamarł byś w bezkresnym pustkowiu stojąć w miejscu bez ruchu i tak spędził wieczność.. No chyba że jakiś jeszcze bardziej zbzikowany koleś niż ja przejął by moją rolę i układał tobie przyszłość, wedle swojego widzimisię.
-Znaczy co? Jesteś moim Bogiem, od ciebie zależy czy będę nadal żył , czy poznam w końcu moją wymarzoną Fredzie i założymy rodzinę.. Czy w końcu będę szcześliwy?
-Oj tam , oj tam zaraz Bogiem.. A w zasadzie tak jakby , nim jestem.. Więc ogarnij się chłopie, ściąg tą mokrą piżamę i ruszamy do wiewiórki..
-Piżama już wychła ,Boże! Tak długo prowadzisz ze mną ten bezsensowny dialog... a przecież mogłem się przeziębić.
-Ale się nie przeziębiłeś!
-Ale mogłem!
-Tak, jak bym tego chciał.. Masz piętnaście minut na doprowadznie się do stanu używalności i ruszamy.. Chyba juz wszystko jasne, więc nie bedziesz się sprzeciwiał. Prawda?
-No dobra dobra, daj mi chwilę.. [...] obróc się nie podglądaj..
Fredek i ja
-Witam. To ja , we własnej odobie , najcudowniejszy, najwspanialszy, naj...
-Ej kolego nie przeginaj, to ja jestem narratorem!
-A na co mi narrator?
-Widziałeś kiedyś dobrą książkę bez narratora?
-A widziałeś kiedyś by narrator rozmawiał z bochaterem. Nie? To daj skończyć.. Na czym to ja...
-Fredek wyprostuj się.. No dalej, co się garbisz.. Ogarnij się trochę i zaczynamy..
-No ale..
-Żadne ale , siedz cicho i rób dobra minę..
Fredek był małym niepozornym fredkiem, a właściwie to fredką. Mieszkał sobie w wielkim lesie, na skraju którego piętrzyły się okazałe góry . A w zasadzie niewielkie pagórki Beskidów.. Jednak dla tak małej istoty , wydawały się ogromne i nieokiełznane. Fredek nie znał innego świata niż jego las, to też wszystko co poza nim kryło w sobie tajemnicę. Ciekawskan dusza małego niedoszłego podróżnika , podpowiadała mu by wyruszyć w wielki świat i odkryć tajemnicze ziemie. Marzyło mu się być, niczym Krzysztof Kolumb, na wielkiej łajbie okrążyć świat, zapisać się w bogatej histori tchórzofredek . Co noc śnił o nowych lądach i skarbach nieznanych ziem. Jednak bądź, co bądź tchórzliwa natura niewielkiego ssaka , nie pozwalała mu wyściubić nosa poza granice znanego lasu.
Fredek był już dorosłym osobnikiem, w przeliczeniu na ludzkie lata miał by ponad trzydziestkę, jednak nadal był kawalerem o dziecinnym, a wręcz zdziwaczałym charakterze, to też trudno było mu podić serce jakiejś łasiczki. Na ca głównie składało się trudne dzieciństwo i udomownieni przodkowie Fredka. Jako małe dziecko został zgubiony przez biwakująco w lesie rodzinę, udało...
-Nudzisz!!!
-Nie przerywaj. Co ja to... aha... udało mu się jednak przeżyć w nieznanym lesie, został przygarnięty przez samotną podstarzałą łasicę, która z najwiekszą troską wychowała podrzutka, nauczyła go najważniejszych praw lasu, taktowała niczym syna, wprowadziła w leśną rodzinę. Fredek zawdzięcza jej wszystko, co ma i co umie.
-Akurat !! Tej starej wiedzmie, ja coś zawdzięczam? Sam bym sobie doskonale dał radę, a że napatoczyła się naiwna..
-Oczywiście Fredek, oczywiście, a pamiętasz jak..
-No co, no co mi powiesz, że kilka razy uratowała mi zycie. Pfff też mi coś.
Wróćmy do tematu. Fredek jako podstarzały kawaler, nie był zbyt urodziwym osobnikiem, nie grzeszył zapałem do pracy,a co do jego spobu myślenia też mozna mieć wiele zastrzeżeń...
-Chcesz mi zarzucić że jestem głupi?
-No wiesz , bardzo bystry to jednak nie jesteś...
-Ja jestem umysł ścisły..
-Ha ha dobre, no humanista z ciebie raczej kiepski.. Niech ci będzie Panie Ścisłowcu że masz umysł
-Ty koleś , nie fikaj bo cię zwolnię..
-Nadmuchać mi możesz, to narrator decyduje jak opisze postać , więc siedz cicho i .... na litość wyciąg tego palucha z nosa. No, no , no z kim mi przyszło pracować.
Główną przyczyną niepowodzeń miłosnych podstarzałego gryzonia...
-Fredka to nie gryzoń, zapamiętaj to sobie raz na zawsze.. Fredka to drapieżnik..
-Tak Fredek to brzmi dumnie, ale uważaj , nie napinaj się tak bo ci zworek puści...Śwnia!!!..puścił... fuuuuuuuuu
Nie bez parady nazywam cię gryzoniem, bo nikt tak jak ty nie obgryza paznokci podczas burzy..
-Trala - lala . Mądrala..
To wracamy do tematu.. Głowną przyczyną niepowodzeń milosnych drapieżnika, był fakt że jego wygląd zewnętrzny pozostawiał wiele do życzenia..
-Hola , hola to że jestem rudy nie znaczy że nie jestem przystojny..
-Oj Fredek, fredki z reguły są rude, ale nawet jak byś się przefarbował,... No wiesz... Jak ci to delikatnie powiedzieć, tak byś znów się nie naburmuszył , bo ta sprawa z tym "zaworkiem" przed chwilą , trochę mało aromatyczna.. Nooo, noooo, yyyyyy ciapek z ciebie, taki frajer typowy, bez krzty polotu. Twoja żona musiała by być albo ślepa, albo głupsza od ciebie..
-Przegiołeś koleś, to koniec ide sobie, więcej mnie nie zobaczysz..
-Fredek, ja jestem narratorem wiem wszystko , widzę cię zawsze i nawet wiem co myslisz, co czujesz. No dalej, nie złość już się , wyjdź z tej szafy.. No wyłaź..
-Wrrr, czuje się jak w jakimś pinkolonym Big Braderze , ja się o to nie prosiłem... Daj mi już spokój.. Spadaj słyszysz . Spadaj.
-No dobra, na dziś wciskamy hamulec, poprzyglądam się tobie , może znów coś wykombinujesz głupiego, bedzie o czym pisać. Odezwę się jutro, a tym czasem spokojnych snów..