Mówią, że obowiązkowo 'Traviata' powinna być grana co 2 lata. I ja się z tym zgadzam a może nawet częściej. Po wczorajszym wieczorze w Teatrze Wielkim do dzisiaj jestem pod ogromnym wrażeniem jakie zrobiło na mnie to przedstawienie. Scenografia Borisa Kudlicki (bardzo nowoczesna), reżyseria Mariusza Trelińskiego (nic dodać nic ująć, zawsze oryginalny i nowatorski), kostiumy Gosi Baczyńskiej i Tomasza Ossolińskiego no a przede wszystkim wykonanie!!! w roli Violetty - Aleksandra Kurzak – przepiękny sopran. Jej partnerem – Alfredo – Khachatur Badalyan – Lwowianin (piękny tenor, chociażby trochę za niski i słabo prezentował się na scenie.
Treść „Traviaty” znana jest zapewne każdemu, bo kto nie zna tragicznej historii Damy Kameliowej.
Zaczyna się przepiękną uwerturą : https://www.youtube.com/watch?v=pZOyLL90FD8
Oczywiście każdy również zna hymn wychwalający zabawę, wino, śmiech, śpiew i miłość: https://www.youtube.com/watch?v=vWz7Gbalk98
Nie będę przedstawiała całej opery, jednak jej najcudniejsze fragmenty. Jednocześnie chciałabym zastrzec, że nic nie odda atmosfery jaka panuje podczas przedstawienia w teatrze, żadne super odtwarzacze nie przekażą dźwięków i drżenia powietrza podczas śpiewu śpiewaków. Trzeba tam być i odbierać dźwięki nie tylko uszami ale i skórą.
Najbardziej podobała mi się aria Violetty, kiedy to uświadamia sobie, że odwzajemnia uczucie Alfreda - nie można jej słuchać bez łez w oczach i bez wzruszenia się. Tą arią popisywała się kiedyś Maria Callas (tę słuchałam z odtwarzacza – wspaniały popis sopranistki) a wczoraj przepięknie wykonała ją Aleksandra Kurzak:
https://www.youtube.com/watch?v=hKYpZntZwQk
„Czyż będzie moim nieszczęściem ta poważna miłość? Czego się domagasz wzburzona duszo? Jeszcze żaden mężczyzna cię nie rozpłomienił! Być kochaną, kochając – to nieznana mi radość. Czyż wolno mi pogardzić nią na rzecz jałowych szaleństw mego życia? (…) Szaleństwo! Szaleństwo! To tylko delirium! Zatracam się w marzeniach. Ja bezradna kobieta, samotna, porzucona w zaludnionej pustyni zwanej Paryżem.”
Wzruszająco brzmi również aria Germonta, kiedy to ojciec przypomina synowi jego rodzinne strony Prowansji i radosne chwile, jakie tam spędził oraz jak smutno jest teraz tam bez niego.
https://www.youtube.com/watch?v=OPKdLZ_-Y7M
Cała historia kończy się tragicznie z powodu nieuleczalnej choroby Violetty ale jakież mogłaby mieć bardziej szczęśliwe ostatnie chwile swojego życia, gdyby Alfredo (podobno kochający Ją ponad życie) nie zadał Violetcie najcięższych ran, nie zhańbił Jej w obecności bywalców klubu Flory. Cóż z tego, pośród słów miłości, przeprosin za zadany ból, błagania o życie – Violetta umiera.
https://www.youtube.com/watch?v=LBRkdDxs4y0
Jeszcze do niedawna o śpiewie operowym miałam zdanie, pewnie jak wielu z was, że to jest histeryczne pienie albo rozpaczliwe darcie śpiewaczek. Posłuchajcie tego sopranu, popatrzcie jak swobodnie posługuje się swoim ślicznym, mocnym głosem, robi z nim co chce, w sposób naprawdę piękny.
Dałam tytuł temu wpisowi, jasny i jednoznaczny, po to, by nie zabłądzili tutaj kompletnie niezainteresowani komentatorzy.