Gdy
dochodzi do nieporozumień, kobieta kontaktuje się ze swoją mamą, skarży
się, naradza, ustala strategię postępowania z mężem. Mężczyźni, którzy
są w związku z córeczką mamusi, twierdzą, że nie mają szans. Czują się
tak, jakby zaspokajali potrzeby matki partnerki, a nie własnej rodziny.
Dużo mówi się o
uwikłaniach mężczyzn w nadopiekuńcze mamy, a przecież wielu kobietom
także trudno „odejść od mamy”. Czego doświadcza mężczyzna będący w
relacji z córeczką mamusi?
Mężczyźni mówią wtedy:
żeniłem się z jedną, a mam dwie. Do partnerskiego związku wnosimy własne
zasoby, ale też ograniczenia, deficyty, traumy, i mimo że borykamy się z
nimi, to czujemy, że w relacji jest równowaga.
Gdy dochodzi trzecia osoba – mama, wtedy związek oparty na szczerej,
bezpośredniej i otwartej komunikacji zaczyna się chwiać. Mama pośrednio,
bo przez symbiotyczny kontakt z córką, wnosi do relacji córki z
partnerem swoją przeszłość, przekonania, wartości. To naraża związek na poważne ryzyko.
„Nie
miałem szans” – mówili mi mężczyźni ze Stowarzyszenia Praw Ojców. „Mama
była numerem jeden dla żony, to z nią odbywały się wszelkie uzgodnienia
na temat naszego życia. A ja? Mogłem się dostosować albo odejść”.
Mężczyźni
mówią też: „Jestem na marginesie”. „Czuję się tak, jakbym zaspokajał
potrzeby matki, a nie nasze i naszej rodziny”. Gdy dochodzi do
rozbieżności zdań, kobieta kontaktuje się z mamą, naradza się. Mężczyzna to czuje.
W jaki sposób? „Nie jest szczera, nie reaguje spontanicznie. Wprowadza w
życie zalecenia matki, trzyma mnie na dystans, ma pretensje, oddala
się, separuje. Używa nie swoich sformułowań. Wydawało mi się, że coś
ustaliliśmy, ale po rozmowie z mamą sytuacja wygląda zupełnie inaczej;
jakby nie było żadnych ustaleń”.
Co zaleca mama?
„On
musi wiedzieć, że nie może sobie za dużo pozwalać. Postaw na swoim! On
musi to odczuć. Nie wpuść go do łóżka, to zaraz zmięknie”. To daleko
posunięta ingerencja w sferę intymną. Mama na przykład konsultuje, czy
już czas na dziecko, czy wystarczy jedno dziecko, czy lepiej dwoje, i
kiedy najlepiej się na nie zdecydować. Współuzależnienie
partnerki od matki mężczyzna rozpoznaje natychmiast, nie da się tego
ukryć, zamaskować, choćby nie wiem jak obie kobiety się starały. Jedna z
matek pouczała córkę: „On nie może być ciebie taki pewny. Niech wie, że
może cię stracić. Ty mu powiedz, że wielu mężczyzn się tobą interesuje.
Poczuje zazdrość,
to będzie wiedział, że musi się starać. Dobrze ci radzę, bo wiem, jacy
są mężczyźni”. I córka uwierzyła. Mówiła mężowi: „Wybieram ciebie, ale
musisz się postarać, bo jeśli okaże się, że nie będę zadowolona, to inni
już czekają”. Matka radzi z życiowego doświadczenia, ograniczonego
głównie do własnej historii. Mężczyzna traktowany w ten sposób czuje się
manipulowany,
narasta w nim złość. Taki szantaż może zadziałać przez chwilę; kobieta
być może osiągnie jakieś doraźne cele, jednak radykalnie podkopuje
zaufanie. W podświadomości mężczyzny gromadzą się pokłady sprzeciwu i
niechęci, poczucia żalu i krzywdy. To może wzmacniać jego lęk, poczucie
winy i niepewności i sprawiać, że zacznie w siebie wątpić.
Obie kobiety z pewnością są przekonane o słuszności swoich przekonań i działań.
Tak,
działają w najlepszej wierze. Córka myśli: „Mama swoje przeszła, jest
starsza, bardziej doświadczona, więc wie, co mówi”. Matka chce chronić
córkę. Ufa, że dba o nią wtedy, gdy ma pod kontrolą jej męża,
dyscyplinuje go i wymusza, co trzeba. To się najczęściej fatalnie
kończy. Kiedyś miałem klienta, który skarżył się, że koalicja matki z
córką przybrała już takie rozmiary, iż pewnego dnia pobiły go parasolką,
pięściami i wyrzuciły z domu.
Mama nie jest świadoma swojej destrukcyjnej roli? Przecież widzi, co dzieje się w rodzinie córki.
Za wszelką cenę pragnie ją zatrzymać dla siebie. Potrzebuje córki, żeby budować poczucie własnej wartości
albo uzyskać od córki zainteresowanie, miłość i opiekę, albo jedno i
drugie. Związek symbiotyczny z córką nie domknął się w odpowiednim
czasie, dlatego mężczyzna jest teraz traktowany jak rywal. Puścić córkę
oznaczałoby zgodzić się, aby odeszła do świata, którego matka nie zna.
No i co z poczuciem sensu życia?
Wiele kobiet wpada w tę pułapkę: dziecko ma nadać sens życiu, pozwolić
mi być szczęśliwą. Dziecko nie po to przychodzi na świat, żeby nadać
sens naszemu życiu; to nie jest jego rola. To unikalna istota, która od
nas całkowicie nie zależy ani do nas nie należy. Kiedy zostaje
„wchłonięta” przez rodziców, dzieje jej się krzywda, ponieważ jest ograniczana jej indywidualność.
Mama potrzebuje córki, by żyć, istnieć.
Tak,
chodzi tu o lęk przed utratą i nieistnieniem. Córka ma rodzinę, no
trudno, stało się, skoro tak musi być, niech będzie, ale ja też tutaj
jestem, mam coś do powiedzenia. Córka, która jest w symbiotycznej
relacji z matką, może mieć podobne uczucia: „Gdy jestem z mężem, tracę
mamę, czyli jakąś część siebie”. Może mieć poczucie winy,
że powinna być dla matki, a przecież zostawia ją, odchodząc do swojej
rodziny. To silne uwikłanie. Kobiety mówią wtedy: „Przecież tyle jej
zawdzięczam. Nie byłabym taka, gdyby nie ona. Wychowała mnie, poświęciła
się”. Pojawia się silny lęk: „Co stanie się ze mną, z mamą, kiedy nie
będziemy tak blisko ze sobą?”. Córka nie zna życia bez mamy. Odseparowanie to jak kolejne narodziny w sensie psychologicznym. Najczęściej obawiamy się tego, co nowe, nieznane.
To przejaw buntu, sprzeciwu i
próby odejścia od mamy. Zewnętrzne odejście daje poczucie, że wszystko
jest w porządku, mam swoją rodzinę, swoje życie. Jednak gdy bliżej się
przyjrzeć, oddzielenie od mamy się nie dokonało. Podobnie dzieje się,
gdy córka ucieka od mamy, na przykład wyprowadzając się gdzieś daleko,
nawet za granicę. Mama codziennie dzwoni, domaga się sprawozdań z tego,
co dzieje się w życiu córki, narzeka na oddalenie itd.
Tu oczywiście pojawia się pytanie, na ile w ogóle matki mają prawo głosu w kwestii życia partnerskiego córki.
Jeśli
córce dzieje się krzywda, oczywiście mają prawo interweniować. Jednak
reakcja na przemoc to coś innego niż ingerencja w to, jak ma wyglądać związek córki, krytykowanie, manipulowanie.
W jaki sposób radzą sobie mężczyźni w takiej sytuacji? Czy rzeczywiście „nie mają szans”?
Mierzą
się ze smutkiem, bezsilnością, poczuciem zranienia, porzucenia, zdrady w
sensie emocjonalnym. Mężczyznom zależy na życiu rodzinnym, dlatego gdy
nie doświadczają wspólnoty, wzajemnego wspierania się z partnerką, tracą
nadzieję. Szczególnie wtedy, gdy przez lata nic się nie zmienia; matka
umacnia się w pozycji kogoś najważniejszego w rodzinie, a mężczyzna ma
wrażenie, że komunikując się z żoną, tak naprawdę toczy grę z jej matką.
Mężczyźni wtedy odchodzą albo wycofują się; budują swój świat,
rozwijają zainteresowania, coraz więcej pracują. Rezygnują przekonani,
że już nic nie da się zrobić. Gdy mężczyzna odchodzi, kobieta może
zdecydować się na zamieszkanie z mamą. Wtedy zaczyna intensywnie
pracować, robi karierę. Znam takie kobiety: olbrzymi dom, olbrzymi
sukces i mnóstwo frustracji, że nie wybrała własnej drogi, stany depresyjne, często alkohol.
Są też tacy mężczyźni, którzy walczą o związek. Otwarcie komunikują,
jak się czują, w jakim są stanie, czego pragną; mówią, jak bardzo zależy
im na relacji, na partnerstwie. Doceniają to, co dobrego dotąd wydarzyło się we wspólnym życiu,
i wyrażają to. Dojrzali, świadomi mężczyźni nie atakują partnerki, nie
ranią jej, zdarza się jednak, że decydują się postawić sprawę jasno i
jednoznacznie: „Tak dłużej nie może być, albo angażujesz się w naszą
relację i uznajesz, że to my decydujemy o naszym życiu, albo zostajesz z
mamą”. Dla niektórych kobiet to trudne, jednak też mocno otrzeźwiające i
mobilizujące, bo stawia je niejako pod ścianą. Muszą zająć stanowisko,
pomyśleć, odpowiedzieć partnerowi, ale także sobie, na czym im zależy.
Świadomi mężczyźni dają wsparcie kobiecie w procesie separacji od mamy.
Rozumieją też, że nie chodzi o to, by matkę zostawić. To nie musi
wyglądać tak dramatycznie. Dojrzały mężczyzna rozumie, że nie trzeba
odrzucać matki, a raczej wesprzeć kobietę w tym, aby mogła wyjść z roli
zależnej córeczki. Postawić mamie granice, zaznaczyć własne zdanie. Samo uświadomienie sobie mechanizmu symbiozy może wiele zmienić i ułatwić. Oczywiście zalecałbym takiej parze terapię małżeńską albo przynajmniej mediacje rodzinne.
Mocne zagrożenie dla relacji symbiotycznej.
Tak,
mamie nie będzie się podobać. Może podsycać wątpliwości: „W czym ci to
pomoże? Słuchaj mnie, ja ci pomogę”. Mama najprawdopodobniej użyje
wszelkich sposobów, żeby charakter więzi z córką się nie zmienił,
ponieważ to grozi rozpadem jej świata. W desperacji może dzwonić do męża
córki i mówić: „Choćbyś nie wiem jak się starał, nie odbierzesz mi
córki!”. Potrzebna jest tu stanowcza decyzja córki, aby ratować związek z
mężczyzną. Mężczyzna może dużo zrobić, zawalczyć, jednak najważniejsza
walka musi dokonać się w kobiecie. Gdy uświadamia sobie, co się dzieje,
jaką rolę odgrywa – posłańca między dwojgiem, zależnego dziecka, a nie
dojrzałej kobiety, partnerki dla mężczyzny
– to już duży postęp. Uznaje, że dotychczasowa więź z mamą stanowi zagrożenie, ponieważ niszczy jej życie rodzinne.
Pyta siebie: „Co mnie trzyma przy mamie?”. Konfrontuje się z lękiem
przed separacją z nią. I wreszcie odnajduje w sobie siły, aby zmienić tę
relację; zadbać o siebie, o swój związek, a także o mamę.
W jaki sposób?
Dobrze
byłoby porozmawiać z mamą na temat innych źródeł – poza córką –
wsparcia. Gdzie mogłaby znaleźć swoje grono znajomych? Są kluby seniora,
uniwersytety drugiego i trzeciego Wieku, dalsza rodzina. Ważne też, by
pomóc mamie znaleźć inne sposoby wyrażania troski o córkę. Są obszary,
gdzie może być mile widziana, na przykład w opiece nad wnukami. Może
córce pomagać: coś ugotować, posprzątać, zrobić zakupy. W ten sposób
może poczuć, że uczestniczy w jej życiu, jest blisko, jest potrzebna.
Dużo łatwiej wychodzić z symbiotycznej relacji z mamą, gdy ta ma męża
lub partnera. Gdy jest sama, a w dodatku samotnie wychowywała córkę,
może być to znacznie trudniejsze i wymagać od córki sporej determinacji.
W tej sytuacji wsparcie mężczyzny będzie nieocenione.