Dzień dobry.
Dziś będzie rzecz o ideałach urody. Zainspirowała mnie cór, bo mimo różnicy pokoleniowej okazało się, że bardzo, bardzooo, bardzoooooo podoba nam się ten sam mężczyzna ( i jej koleżankom też, nawet tym les).
Oto i on, aktor Pedro Pascal.
Wychodzi na to, że Pedro łączy pokolenia w sposób przyjemny, zgodny, bezdyskusyjny.
Matka z córką mogą pogadać o zgrabnym tyłku czterdziestoośmioletniego Pascala i o tym, że nawet jak ma akurat wąs, to nie przeszkadza. Zupełnie.
................................................................................................................................................................................................................................Pierwszym moim ideałem urody był komiksowy Romek z Tytusa, Romka i A'Tomka Papcia Chmiela.
Zakochałam się na zabój w tej blond grzywie i stylu noszenia się.
To była miłość platoniczna, jakże wzniosła ;)
Po latach okazało się, że cór miała to samo z tym Romkiem ( chyba genetycznie dziedziczymy gusta) .
................................................................................................................................................................................................................................Jest takie określenie na na natychmiastowe zakochanie się :"Sycylijski grom".
Raz mnie trafił, bo spotkałam tego Papciochwmielowego Romka w autobusie.
Wygląd identyczny, aczkolwiek mniej anorektyczny.
To był TEN BLONDYN Z GRZYWĄ. I żeby było w punkt, to mówili na niego Romek, choć tak naprawdę miał na imię Romuald ( niefrasobliwi rodzice ;))
A za mną "latali" tylko bruneci i ciemni szatyni z lekko kręconymi włosami...Co za pech ;)
................................................................................................................................................................................................................................Fizyczne ideały dawno mi przeszły, choć pewna słabość pozostała.
Najseksowniejszym organem dla mnie jest mózg, dobrze, że ukryty pod kopułką, bo pięknością nie grzeszy ;)
A jak u Was z tymi ideałami urody damskiej/męskiej z lat młodszych lub obecnych?
A, zapomniałam, z kobiecych ideałów to do tej pory nie wyrosłam z fascynacji urodą Michelle Pfeiffer.
LukaBandita.
Nieidealne ideały.
Reagujecie?
Dzień dobry bardzo, i nie bardzo.
Nie wiem czy to jest wpis adekwatny do miejsca.
Jednak spróbuję i tu zapytać.
Każdy z nas ma sąsiadów niezależnie od miejsca zamieszkania. Każdy z nas słyszy czasem niepokojące z sąsiedztwa odgłosy i to takie, które mogą wymagać interwencji.
Jakiejkolwiek. Czy Ty pójdziesz do ich mieszkania, czy wezwiesz odpowiednie służby, czy przy tzw. "okazji" powiesz coś sąsiadowi na temat jego zachowania wobec żony, partnerki, dziecka, czy zmilczysz i przygłosisz tv, radio albo słuchawki założysz na uszy?
Możesz mieszkać w domu, w szeregowcu, w willi, w bloku i w kamienicy. Patologia ludzkich zachowań nie ma statusu materialnego.
Tak, chodzi mi o tego chłopca-Kamila, takich dzieci jest wiele, choć nie do końca aż tak drastycznie przebiegają ich losy.
W takich sytuacjach, gdy słyszę, że u sąsiadów może cierpieć dziecko, kobieta i są to sytuacje powtarzalne, to interweniuję.
Najpierw sama dzwonię do ich drzwi. Grzecznie lub mniej grzecznie tłumaczę, że tak nie może być i jak ta sytuacja nie ulegnie zmianie, to wzywam policję.
Mały ruch, a trochę pomógł. Uspokoili się z tym dzieckiem.
Ale, alllee ;) Zaczęli straszyć mnie sądem za to, że "obraziłam" ich, że oni nic nie robią z tym dzieckiem, tylko ja jestem ( chyba chcieli powiedzieć, że nadwrażliwa, a wyszło, że popie...dolo..a) .
A dzieciak trzyletni biegał mi nad głową dzień i noc. Z małymi przerwami na może 15 minut.
Rodzice imprezka i bania, pijackie awantury, rzucanie ciężkimi meblami... Dzieciak nie mógł spać i biegał, często słyszałam krzyki jego "mamuni" i "tatusia", jego płacz i to histeryczny.
Przemoc psychiczna jest taka sama jak fizyczna. Można od niej umrzeć, tylko nieco inaczej.
Wezwałam granatowych.
Potem wizyty policjantów w domu, wstępne przesłuchania i wizyty na komendzie w celu złożenia zeznań.
Poszłam, zeznawałam.
Sąsiadce przydupasa wsadzili do więzienia, ona odżyła i teraz to dziecko ma spokój.
Nie udawajmy, że nie słyszymy, że nie widzimy.
Zakupy na bani ;)
Takie pytanie zalęgło się w mej głowie i trwa od kilku dni.
Net stwarza nam możliwości kupowania bez wychodzenia z domu.
Jaką najgłupszą, najniepotrzebniejszą rzecz kupiliście pod wpływem czegokolwiek?
Śmiało, to nie średniowiecze ;)
Zacznę od siebie ( czy to szczerość, czy już ekschibicjonizm, a może szczery mamtowdupizm?).
Otóż na dużej bani, gdy goście już poszli, gdzie wydawało mi się, że jestem absolutnie trzeźwa, lotna, rześka, dowcipna itd.
to poczyniłam zakup internetowym w s.e.x shopie takiego dildo, że krowę by mogło zadowolić.
Paczka przyszła po kilku dniach, rozpakowałam i poczułam strach w czystej formie. W skrócie --->WTF ????
Muszę przyznać, że zanim sobie przypomniałam zakup, to śmiałam się do łez, do posmarkania i prawie do posikania.
Oddałam, bez żalu ;)
Przyjaźń vs. chuć.
Męska przyjaźń, tak oddana, że ślubują sobie panowie bractwo krwi, jednocześnie wyrażając chęć skoczenia za sobą w tzw. ogień.
Kobieca przyjaźń, tak oddana, że kumpela oddałaby ci serce w emocjonalnej potrzebie, nerkę i pół wątroby w razie fizycznej potrzeby, oraz połowę wygranej w lotto, gdyby zdarzyło się jej trafić milionową kumulację.
Słowa, słowa, dużo pustych słów.
Rzeczywistość jest taka, że niektórzy "przyjaciele", ci męscy i damskie "przyjaciółki" próbują odbić przyjacielowi żonę, przyjaciółce męża.
Nie mają najmniejszych skrupułów, żadnej moralności i nawet robią to na oczach mężów, na oczach żon.
W razie czego---> Och, to były żarty, nie znacie się na żartach?
Chuć chucią, ale ona ma zawsze tendencje rosnące wraz z atrakcyjnością fizyczną, intelektualną też bywa, ale największą ma zawartość portfela.
Pytanie do Was. Spotkaliście się z pewnością z czymś takim. U Was, u znajomych. Jakie działania podjęliście/ podjęli? Czy nie?
Temat otwarty, zapraszam do rozmowy ( bez osobistych wycieczek, obrażania).
Stary Joe. Część druga. Opowieść inspirowana.
Ten "szczęśliwy" czas dla Joe'go i Zielonookiej trwał. Był jak wiatr niosący czerwony kurz. Praktycznie niezmiennie upierdliwy, wgryzający się w zęby, wysuszający język i zmuszający do plucia zaczerwienioną śliną.
Joe nie był romantykiem, a możliwe, że sam przed sobą udawał, że nie jest. Twardo stąpał po czerwonej ziemi w swych kowbojkach, lub boso, gdy miał ochotę na masochizm i ten rodzaj fizycznego bólu, który stłumi ból jego duszy.
Minęła jedna pora roku na prerii, odkąd Zielonooka przybyła do niego.
Jego pierwotna w swym seksualizmie fascynacja tą kobietą zaczęła powoli zdychać, jak rozpędzony pociąg, który w końcu musi zwolnić i ostatecznie zatrzymać się. Wypuścić parę z gwizdka. Odpocząć.
Nudziła go. Mierziła, mimo swej urody.
Miał kobietę, a nadal nie miał z kim rozmawiać. Nadal był sam.
Zbywała go. Na jego pytania skąd jest, kim jest? nie udzielała żadnej odpowiedzi, poza jedną suchą jak wiatr: "Obiad na porchu". "Chodź! bo piachu nasypie do żarcia".
Zrobiła się bardziej oschła niż ten siekący po twarzy wiatr, a Joe miał nieodparte wrażenie, że woli, gdy ten piach biczuje go po ogorzałej twarzy, niż słowa Zielonookiej. To było mniej bolesne i zrozumiałe.
................................................................................................................................................................................................................................
Joe przysnął na swym starym fotelu, na porchu, po wieczornej szklaneczce tequilii, może było ich więcej. Mało istotne. Musiał odreagować tę niezrozumiałą oschłość Zielonookiej.
Obudził go świt, to nieznośne słońce wgryzające się w oczy. Przetarł je. Były zasypane piaskiem i nieco zaropiałe.
Zaczął wsłuchiwać się w otaczającą go przestrzeń.
Słyszał to co zazwyczaj, choć coś się zmieniło i jeszcze, zaspany, nie zdawał sobie sprawy co takiego.
Dla jego wyczulonego ucha było jednocześnie zbyt mało stałych dźwięków i pojawiło się też coś nowego, nasilonego, czego nie mógł jeszcze pojąć.
Zamknął oczy i zaczął, jak zwykle, bujać się w fotelu, który zazwyczaj uspokajał go swym rytmicznym skrzypieniem.
Już wiedział. Jego pordzewiała pompa ropy naftowej nie odpowiadała w takt jego ruchów. Skrzypiała, ale nie tak jak zawsze, nie w tym stałym rytmie od lat uzgodnionym między Joe'm, a nią.
Wstał i poszedł w kierunku pompy.
Zbliżył się do niej na tyle, by zrozumieć skąd ten powolniejszy zgrzyt pompy i inne dźwięki.
................................................................................................................................................................................................................................
Ledwo pompowała, obciążona Zielonooką która była przywiązana sznurem za jedną nogę do głowicy pompy, która niemiłosiernie skrzypiąc, powolnie, choć oddanie, próbowała pełnić swój obowiązek.
Widok był koszmarny i zarazem karykaturalny.
Pompa z Zielonooką tworzyły swoisty dance makabre. Paznokcie, a potem palce dłoni Zielonookiej zdążyły wyrobić w ziemi głębokie, długie czerwone bruzdy. I nie do końca chodziło tu o kolor ziemi, ani jej lakier do paznokci.
..............................................................................................................................................................................................................................
Joe znów był sam.
Fotel, porch, krowy. Rytuał i spokój.