Jak zwykle siedział na swoim porchu w tym starym, wyciochranym przez wiatr i deszcz, drewnianym, noszącym ślady dawnego błękitu, bujanym fotelu.
Siadywał tam rano, gdy słońce nie zaczynało jeszcze zbyt mocno pogrywać z wytrzymałością jego ciała.
Bujał się w nim miarowo, niespiesznie i zupełnie bezmyślnie, jak mogło by się wydawać przypadkowemu przechodniowi, gdyby taki zdarzył się w tej jego zapadłej, nevadzkiej dziurze, z mocno podupadłym ranczem i zardzewiałą pompą ropy naftowej, która skrzypiąc bezlitośnie odmierzała sekundy i minuty jego istnienia.
Trudno powiedzieć, czy stary Joe narzucał rytm kiwania się pompy, czy też ona nadawała mu rytm, dość powiedzieć, że ona i on robili to w tym samym tempie.
Joe nie spodziewał się już niczego w swym życiu. Żadnych volt, piruetów i doznań. To już miał za sobą. Dobiegał sześćdziesiątki i czuł się stary. Nie jak świat, ale czuł, że zaczyna go przygniatać marazm, powtarzalność, rutyna i te krowy z sąsiedniego rancho, które codziennie oglądał, gdy pasły się na jego kawałku ziemi. Zawsze tak samo...One i on. Poranna kawa na porchu, bujanie, pompa, krowy, czasem wypad do Walmarta po naboje do broni na te cholerne grzechotniki. Czasem wypad do najbliższej knajpy na piwo z sąsiadami, ale i wtedy nie był zbyt rozmowny. Zapadał się sam w sobie.
Egzystencja.
Zachodzące słońce pozwoliło Joe'mu wyjść na porch ze szklaneczką tequili.
Z daleka unosił się kłąb czerwonego kurzu. Kurzu wzniesionego oponami czarnego Dode'a. Pickup niebezpiecznie szybko zbliżał się do rancha Joe'go.
Schylił się z fotela i sięgnął po strzelbę. Położył ją na kolanach i czekał z palcem na spuście.
................................................................................................................................................................................................................................
Zatrzymała auto przy porchu. Wysiadła i Joe ujrzał najpierw jej szeroki uśmiech, jej lekkie zakłopotanie, a potem całą resztę.
Palec zszedł ze spustu, bo spodobała mu się ta brązowowłosa i zielonooka kobieta. Miała na sobie zieloną, luźną sukienkę i brązowe kowbojki.
Nawet nie wstał z fotela, tkwił w nim i czekał na jej ruch.
Ona, nadal uśmiechając się, podeszła pod porch. Wiedziała czym grozi wtargnięcie na prywatny teren, a Joe nadal miał strzelbę i mógłby ją odstrzelić bez żadnych prawnych kocopołów. Legalnie.
Wstał i przyniósł jej i sobie tequilę z lodem, miała wysuszone usta.
Wypiła łapczywie.
Nie pytał po co przyjechała. Otworzył drzwi swego pordzewiałego pickupa i gestem zaprosił ją do środka.
Przyjęła zaproszenie. Wsiadła i wtedy Joe zauważył jak bardzo zgrabny ma tyłek.
Wiózł ją szybko po wertepach prerii. Jej pozbawione stanika piersi zaczęły skakać. Joe specjalnie cisnął pedał gazu w swym gruchocie i wybierał co większe ustępy ziemi, by piersi nieznajomej jeszcze bardziej falowały, podskakiwały w rytm tej nierównej jazdy.
Od 10-u lat nie miał kobiety. Czuł, że zaczyna wszystko w nim pulsować, począwszy od żył na skroniach po czubek jego czubka.
Odezwał się do niej, z udawaną troską, czy może przytrzymać jej piersi, bo obawia się, że zaraz urwą się na tych wertepach.
Zielonooka zaśmiała się ,złapała jego dłonie i położyła na swych krągłych piersiach.
A potem żyli dość długo i naprawdę szczęśliwie ;););)
LukaBandita.
Stary Joe
Roast Łodzi...z Łodzi.
Wstęp z Wiki--->
Roast – gatunek rozrywkowy, komedia sceniczna, przeciwieństwo benefisu.
Zaczynajmy.
Łódź jest tak świetna, że przyjeżdżają tu ludzie z ościennych miast, by mordować kupla, kumpelkę w pięknych loftach, bo po co w tej brzydkiej Zduńskiej nie Woli.
Łódź jest tak świetna, że po takim morderczym czynie, morderca ma blisko do kościoła i próbuje korzystać.
Łódź jest tak świetna, że nawet Gruzin odbył daleką drogę, by ukatrupić akurat łodziankę, jakby w Gruzji brakło nagle przedmiotu pożądania.
Łódź jest tak świetna, że mamy stajnię jednorożców bez jednorożców.
Łódź jest tak świetna, że mamy Rafałaaaa Pa! Czesia, dla którego istnieje tylko jeden pas ruchu, czyli lewy ( jak przystało na Łódź)...No nie zjedzie tym pancernym Mercem ...Je..bać biedę.
Łódź jest tak świetna, że nawet psie gówna na chodniku bywają pobłogosławione przez Straż Miejską, o ile pies ma kaganiec.
Łódź jest tak świetna, że nawet kaczki łyski spier dal ają, bo karmią je w parkach spleśniałą angielką.
Łódź jest tak świetna, że wiewiórki w parkach są wyszkolonymi żebrakami, dadzą się wyr..uchać za dwa orzeszki, za pięć obciągną, ale wcześniej pozwolą sobie wybić zęby.
Łódź jest tak świetna, że jeszcze nikt nie wykopał i nie zbeszcześcił szczątków ruskich sołdatów pochowanych w jednym z parków, tylko szczą...czasem...niektórzy na to.
Łódź jest tak świetna, że co szlachetniejsze gołębie nie chcą obsrywać parapetów.
Łódź jest tak świetna, że łodzianin Michał Wiśniewski nie chce w niej mieszkać.
Łódź jest tak świetna, że łodzianka Mandaryna nie chce w niej mieszkać.
Łódź jest tak świetna, że Luka Bandita musi co pół roku prosić Zdanowską, by w niej mieszkać. W Łodzi, nie w Hance.
Teraz Wy. Dajecie!!!
Gdy konar nie płonie, czyli miecz obusieczny.
Obiecałam, że będzie soczyście. Postaram się dotrzymać słowa,
jednocześnie licząc na ekskomunikę rodem z GD ;)
Gdy już włączę TV, i gdy "lecą" bloki reklamowe, to można z nich "wyniuchać" co jest największą bolączką Polaków. Płci męskiej.
Coraz więcej reklam środków na potencję. Mhm;).
Czyżby aż tak źle działo się w narodzie?
Otóż i tak, i nie.
Reklama zawsze dotyczy panów w średnim wieku, panów zadbanych, choć z początkami siwizny, tudzież we włosach, tu i tam na brodzie, ewentualnie wąs srebrzysto płynie.
Za partnerki do reklamy dobrano im piękne ( tak z 15, 20 lat młodsze) i nienasycone kobiety.
Tak..................NIENASYCONE!
Same nimfomanki!
One ( w reklamach) chcą więcej , i więcej i jeszcze raz.
To typowy przekaz dla mężczyzn.
Połkniesz naszą pastylkę----> Stary, będziesz szeryfem, będziesz wielki, zobacz co je! UHUUUU!
No dobrze, to mamy z głowy, teraz czas na to, co dla mnie jest najważniejsze.
Czy taki pan, łykający ( SIC!) ma choć moment refleksji, czy jego "konar" jest wystarczająco sprawny, czy wystarczająco sprawna jest jego seksualna wyobraźnia?
Tak naprawdę współczuję tym kobietom, które z tzw. obowiązku małżeńskiego muszą poddawać się gehennie zwykłego chędożenia na czas.
Chędożenia nudnego, miarowego i działającego jak metronom.
Ale dłużej nie znaczy lepiej.
I teraz clou.
Dlaczego kobiety udają orgazmy?
Udają z dwóch powodów.
1 Żeby mężowi/partnerowi nie było przykro, że jednak nie sprostał
2 Żeby PRZESTAŁ.
Howgh!
Czekam na ciekawą dyskusję, o ile GD mi tego bloga nie wywali w kosmos ;)
Rzecz o aktorze, głównie u Vegety grającym.
Dawno czegoś takiego nie czytałam...Właściwie chyba nigdy, ale zanim skomentuję, to najpierw wkleję wypowiedź uzdolnionego aktorsko Sebastiana.
Otóż rzekł tak:
"Niewątpliwie jest coś w tym, że mężczyzna po urodzeniu dziecka musi poradzić sobie z byciem tym trzecim: bo jest matka, syn... A wobec matki byciem drugim. Nie jest to łatwe, myślę, dla każdego mężczyzny, bo ci lubią być w centrum uwagi, lubią być doceniani, chwaleni."
Po pierwsze brzmi to tak, jakby sam rodził. Ach, te skróty myślowe niegodne wykształconego aktora.
Po drugie mówi tak, jakby matka jego dziecka, partnerka, była jego matką.
A trzecie będzie najgorsze.
Panowie wrażliwi, lubiący być chwaleni bez związku z tym, jacy są, mogą już zakończyć na tym lekturę tego bloga, bo ich wrażliwość może nie zdzierżyć.
Co to ma być? Trzydziestopięcioletni facet, użalający się nad tym, że matka jego dziecka musiała poświęcić dużą część swego czasu ICH dziecku i nie postawiła partnera w "centrum uwagi"?
To jest żałosne. Pan Sebunia nie wspomina na ile partycypował w pomocy nad dzieckiem. Pewnie wcale nie interesowały go te pozarywane lub nieprzespane noce. Kolki, nakarmienie, przewijanie, zabawianie.
On tylko biadoli, że jego własne dziecko zabrało mu główną rolę w domowym teatrze.
Będąc uczciwą dodam, że wiem o istnieniu kobiet, które po urodzeniu dziecka, nie za bardzo potrzebują już męża, partnera, bo cała ich uwaga fokusuje się na "bombelku" ( SIC!).
To też paskudne.
Nie w tym przypadku.
Dalej idąc tropem tej "genialnie" narcystycznej wypowiedzi naszego aktora.
On twierdzi, że KAŻDY mężczyzna lubi być chwalony, być w CENTRUM UWAGI. Ja bym powiedziała, że niektórzy, owszem.
Ci słabi, niepewni własnej wartości. Ci, którzy koniecznie muszą przeglądać się w oczach kobiet, jak w upiększającym lustrze.
Takich bardzo łasych, na ich wielbienie, panów niektóre bardzo cwane i interesowne kobiety owijają sobie wokół palca i oni zrobią za te parę kłamliwych komplemencików WSZYSTKO. Znam takie. Śmieją się za ich plecami i wykorzystują ich jak się da, gdzie się da i na ile się da.
Biedne chłopy...Ci chcący być w centrum uwagi.
Ziemiórki, czyli moja walka z muszką.
To jest takie coś, owad z pewnością, a szkodnik cholerny roślin doniczkowych.
Wylęga się niecnie i podstępnie, zdradziecko, bo w korzeniach rośliny składa jaja ( nieśmieszne te jej jaja).
Douczyłam się. Z jaj wylęgają się larwy i żrą te małe kulwy korzenie roślin.
Potem rosną im skrzydła i małe mendy wyfruwają na świat ze swej macicy zwanej doniczką, czyli do mieszkania mego, a nie tej paskudy.
Wygląda ten owad, w postaci imago, jak pięć razy przerośnięta muszka owocówka.
Owocówka w wersji Pudzian. Masa jest. Teraz rzeźba ;)
Dlaczego to piszę?
Bo po zwalczaniu szkodnika tylko jedno imago zostało i nie mogę upolować.
Moje psy na nią polują...nic z tego.
Dziś chyba z czterysta razy próbowałam ją zabić.
A ona swawolna, beztroska. A ja klaszczę dłońmi w celu uchwycenia ( dobra, zatłuczenia, rozmaślenia jej) drania, ale ona chyba gra ze mną w swą grę, czyli " Złap mnie, jeśli potrafisz".
Siada figlara na rancie szklanki i już ją mam...Ale nie.
Siada prowokacyjnie na rancie stołu i już myślę, że ją mam.
Delikatnie zachodzę ją od tyłu i myślę, że to już jej koniec...Nie. Ona zawsze wie kiedy odfrunąć.
Cenię inteligencję i chyba nie będę mogła jej zatłuc, bo chyba się z nią zaprzyjaźniłam. Z ostatnią ziemiórką w moim domu.
Wiem ,że głupie, ale prawdziwe.